Twierdzą, że zdobyli wszystko, o co walczyli; że obalili dyktaturę i mają – słabą – ale jednak demokrację. Rok temu, 20 lutego, w starciach z milicją zginęło blisko 80 uczestników protestów na Majdanie w Kijowie. Dwa dni później Ukraina była już zupełnie innym państwem.
Obarczany odpowiedzialnością za użycie broni przeciwko demonstrantom ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz został 22 lutego odsunięty od władzy przez parlament, a potem zbiegł z kraju; władzę przejęły ugrupowania prozachodnie. Nikt nie spodziewał się wówczas, że Rosja odbierze osłabionej Ukrainie Krym i wzburzy nastawiony prorosyjsko wschód kraju, co skończy się prawdziwą wojną z potężnym sąsiadem.
Mimo to Ukraińcy, którzy byli przed rokiem na Majdanie, niczego dziś chyba nie żałują. Nie oglądając się wstecz na ochotnika zgłaszają się do wojska, zbierają pomoc dla walczącej z separatystami armii, wierzą w reformy i czekają na sukces.
– Ten rok dał nam nadzieję. Tak, część ludzi jest rozczarowana, bo poziom życia wyraźnie spadł, ale mimo to władze mają jeszcze duży kredyt zaufania. Nie zważając na wojnę i krach hrywny 10 procent społeczeństwa gotowe jest na reformy za wszelką cenę. 37 procent deklaruje, że będzie cierpieć w oczekiwaniu na reformy nawet rok – mówi socjolog Iryna Bekeszkina, dyrektor kijowskiej Fundacji Demokratyczni Inicjatywy.
Wśród tych, którzy na Majdanie nie byli, są tacy, którzy narzekają i złorzeczą, lecz wydaje się, że w Kijowie nie wypada tego robić. Sprzedawczynie na jednym z największych stołecznych bazarów, Żytnim Rynku, biadolą, że wszystko drożeje, a jednocześnie żywo dzielą się najnowszymi wiadomościami z frontu i zgodnie przeklinają prezydenta Rosji Władimira Putina.
– Tylu naszych chłopców zabił, tyle biedy narobił, a żeby on zdechł”- złorzeczą.„Na co mu ta Ukraina potrzebna, co – własnej ziemi mu za mało? – pytają.
– To wszystko przez tę waszą rewolucję, siedzielibyście cicho i wszystko byłoby, jak dawniej – oponuje stojąca przed nimi starsza kobieta, potencjalna klientka. – To prowokatorka! Jak ci się coś nie podoba – walizka, dworzec i do Rosji! Tam będziesz miała "jak dawniej” – wykrzykują w odpowiedzi straganiarki.
Publicysta opiniotwórczego tygodnika „Dzerkało Tyżnia” Andrij Czernikow zauważa, że choć w wyniku trwających trzy miesiące i zakończonych w lutym ubiegłego roku protestów Ukraińcom udało się obalić dyktatora oraz wybrać nowego prezydenta i parlament, to w kraju nie nastąpiły dotychczas oczekiwane przemiany, ale ludzie wciąż zachowują względny spokój.
– A jednak zwyciężyliśmy. Mamy skonsolidowane społeczeństwo, zdolne do wywierania realnego nacisku na władze i żądamy od nich zmian, które zbliżą nas do wymarzonych standardów europejskich – twierdzi.
– Bez zwycięstwa na Majdanie nadal tkwilibyśmy w przeszłości. Gdyby nie było Majdanu Ukraińcy nie stanęliby do tak zawziętej obrony Donbasu i nie szliby na ochotnika na wojnę. Jesteśmy zjednoczeni, jak nigdy dotąd – podkreśla.
Przez serce Kijowa, wzdłuż wschodniej części Majdanu Niepodległości, przebiega ulica Instytucka. Od niedawna jej fragment to zamknięta dla ruchu pojazdów Aleja Bohaterów Niebiańskiej Sotni.
To właśnie tutaj 20 lutego ub. roku od kul snajperów padało najwięcej demonstrantów. Pod ich zdjęciami przechodnie kładą kwiaty, palą znicze, płaczą. Niebiańska Sotnia to ponad 100 śmiertelnych ofiar protestów z ubiegłej zimy.
– Byłem na Majdanie od pierwszego dnia, uczestniczyłem w walkach, wynosiłem spod ognia rannych. Dziś nie chcę tu przychodzić, bo życie płynie dalej, a ja mam ważniejsze zadania. Jutro idę do wojska” – mówi PAP 30-letni informatyk Artem. Na pytanie, czy nie boi się, że zostanie wysłany na front i zginie, tylko się uśmiecha. „Sam się zgłosiłem. Ktoś przecież musi walczyć z Mordorem – oświadcza. Mordorem Ukraińcy nazywają ziemie opanowane przez separatystów na wschodzie. Nie wszyscy jednak chcą tam jechać z taką chęcią, jak Artem. Wielu młodych ucieka przed służbą w armii za granicę.
Majdan to jednak nie tylko wspomnienie czarnych chmur z palonych na przełomie 2013 i 2014 roku starych opon i zaduma nad niewinnie przelaną krwią. Zdjęcia zabitych przypominają, że Ukraina - w oczekiwaniu na sukces - ma jeszcze do przebycia długą drogę.
– Po zwycięstwie protestów, które nazywamy Rewolucją Godności, zrealizowane zostały wszystkie postulaty Majdanu, prócz jednego. Żadna z osób, które odpowiadają za zabijanie ludzi, nie została dotąd ukarana – podkreśla Bekeszkina.
Kara nie spotkała także tych, którzy w czasach poprzednich, symbolizowanych przez władzę Janukowycza, bezkarnie rozkradali własność państwa. Niektórzy z nich do dziś zasiadają w ukraińskim parlamencie. – Janukowycz i jego otoczenie uciekli, ale stare schematy korupcyjne pozostały. Może nie sięgają one szczytów władz, ale na niższych poziomach wciąż działają – martwi się kijowska socjolog.
– Wszystko będzie dobrze, bo wszystko dobrze się układa – z optymizmem powtarza Czernikow to, co od wielu miesięcy słychać z ust wielu jego rodaków.
– Dostaliśmy od losu więcej, niż oczekiwaliśmy. Na Majdanie staraliśmy się obalić Janukowycza legalnie, poprzez ponowne wybory prezydenckie, a on spakował manatki i zwiał do Rosji. Obecna sytuacja w kraju jest wynikiem naszego własnego – a nie czyjegoś – wyboru. Mamy to, co mamy i na tym musimy budować przyszłość – mówi Czernikow.