Z morza wydobyto kolejne ciała ofiar. Trwają poszukiwania szczątków samolotu AirAsia
- Duży, ciemny obiekt zlokalizowany przy pomocy sonaru na dnie Morza Jawajskiego, w pobliżu Borneo, to najpewniej wrak samolotu malezyjskich linii AirAsia - poinformował przedstawiciel służb ratowniczych. Z wody wydobyto już siedem ciał ofiar katastrofy.
Wcześniej informowano o sześciu wyłowionych ciałach, w tym kobiety w mundurze stewardessy. Jedna z ofiar miała na sobie kamizelkę ratunkową. We wtorek podawano, że wydobyto około 40 ciał.
Jak powiedział przedstawiciel służb ratowniczych Hernanto, wrak znajduje się "na głębokości 30-50 metrów".
W środę rano (czasu lokalnego) wznowiono akcję poszukiwawczą, którą jednak utrudniają silny wiatr i wysokie, nawet trzymetrowe fale.
Jak pisze agencja Reutera, samolot najpewniej był w nienaruszonym stanie, gdy uderzył w wodę. Mogło dojść do zjawiska przeciągnięcia, czyli utraty siły nośnej i sterowności przez maszynę. Powoduje ono gwałtowną utratę wysokości i może spowodować wejście w korkociąg.
Prezydent Indonezji Joko Widodo powiedział, że obecnie priorytetem jest wyłowienie ciał. Wyraził ubolewanie z powodu katastrofy i zapewnił, że linie AirAsia wkrótce wypłacą bliskim ofiar zaliczkę z powodu tragedii. Szef AirAsia Tony Fernandes określił katastrofę jako swój "największy koszmar".
Szczątki samolotu zlokalizowano we wtorek na Morzu Jawajskim, zaledwie 10 kilometrów od miejsca, gdzie utracono z nim kontakt.
Airbus A320-200 należący do przewoźnika AirAsia zniknął z radarów o godz. 6.17 (0.17 czasu polskiego) w niedzielę, lecąc w gęstych chmurach burzowych z indonezyjskiego miasta Surabaja do Singapuru. Na pokładzie maszyny były 162 osoby, głównie Indonezyjczycy. AirAsia to tanie malezyjskie linie lotnicze, które posiadają swoją filię między innymi w Indonezji.
W Surabai, drugim co do wielkości indonezyjskim mieście, bliscy ofiar zgromadzili się w centrum zarządzania kryzysowego. Od 30 osób pobrano już próbki DNA w celu identyfikacji ofiar.
Podczas feralnego lotu pilot za zgodą kontroli lotów zmienił kurs, żeby ominąć front burzowy. Wkrótce potem zwrócił się o zgodę na zwiększenie wysokości do 38 tysięcy stóp (ponad 11580 metrów). Zgody tej nie otrzymał od razu, ponieważ w pobliżu leciały na tym pułapie inne maszyny. Gdy kilka minut później kontrola lotów zezwoliła mu na zwiększenie wysokości najpierw do 34 tys. stóp (ponad 10360 metrów), pilot już nie odpowiedział.
W internetowych dyskusjach piloci koncentrują się na niepotwierdzonych danych z innego radaru, sugerujących, że maszyna wznosiła się zbyt wolno jak na trudne warunki pogodowe, które wówczas panowały i mogło dojść do przeciągnięcia.
Według śledczych załoga mogła zbyt późno poprosić o zgodę na zwiększenie wysokości lub mogła wznieść się wcześniej z własnej inicjatywy - poinformowało źródło bliskie śledztwu, cytowane przez Reutera. Dodało ono, że panujące wówczas złe warunki pogodowe także mogły mieć wpływ na katastrofę. Wśród możliwości Reuters wymienia też zamarznięcie czytników i fakt, że piloci dysponowali niedokładnymi danymi.