Gazu łzawiącego i gumowych kul użyła tajska policja, by rozproszyć antyrządowe demonstracje, do których doszło w stolicy kraju, Bangkoku. Uczestnicy demonstracji domagali się reform politycznych i zmian w krajowym programie szczepień przeciwko koronawirusowi.
Demonstranci sprzeciwiają się ograniczeniom dotyczącym zgromadzeń publicznych, które wprowadzono w ramach walki z epidemią koronawirusa. Wezwali premiera Prayutha Chan-ochę do ustąpienia ze stanowiska. Protestujący chcą, by program szczepień przeciw COVID-19 przyspieszył oraz by zaczęto stosować szczepionki mRNA, takie jak Pfizer i Moderna, zamiast chińskiej szczepionki Sinovac.
Władze blisko 70-milionowej Tajlandii chcą, by do końca roku było zaszczepionych 50 milionów mieszkańców, jednak pełną odporność na koronawirusa uzyskało dotąd niespełna 6 procent populacji, a jedną dawkę otrzymało 19 procent.
Tajowie domagają się zmian w monarchii
W zeszłym roku w Tajlandii powstał kierowany przez młodzież uliczny ruch protestu na rzecz demokracji, który w szczytowym momencie przyciągał na wiece w Bangkoku dziesiątki tysięcy ludzi.
Demonstranci już wtedy wzywali do rezygnacji premiera, który doszedł do władzy w 2014 roku w wyniku wojskowego zamachu stanu.
Najbardziej szokujące apele dotyczyły zmian w monarchii — szanowanej instytucji w Tajlandii, chronionej przez jedno z najsurowszych na świecie praw dotyczących obrazy majestatu.
Pojawienie się pandemii koronawirusa, a także aresztowanie kluczowych przywódców demonstrantów spowodowały, że w tym roku protesty wygasły. W dzisiejszej demonstracji uczestniczyło około 500 osób. Do jej stłumienia skierowano kilka tysięcy policjantów.