Strajk i protesty tysięcy zwalnianych pracowników
Rząd Argentyny potwierdził zwolnienie 15 tys. pracowników państwowych w ramach kampanii „cięcia piłą łańcuchową” wydatków budżetowych. W proteście związkowcy zorganizowali strajk, a setki zwolnionych pracowników starały się zająć siedziby urzędów.
Do przepychanek z policją doszło przed siedzibą Państwowego Instytutu przeciwko Dyskryminacji, Ksenofobii i Rasizmowi (INADI), którego zamknięcie zapowiedziano w ubiegłym miesiącu. „Zwolnionym pracownikom udało się wedrzeć do budynku” – podała stacja TN. Wpływowe argentyńskie związki zawodowe coraz głośniej protestują przeciwko zamykaniu urzędów i masowym zwolnieniom, prowadzonym przez libertariańskiego prezydenta Javiera Mileia. Ten z kolei twierdzi, że likwidacja deficytu budżetowego jest konieczna, by wyprowadzić kraj z kryzysu gospodarczego.
Zwolnień bronił rzecznik prezydenta Manuel Adorni. „To część pracy, jaką wykonujemy, aby zmniejszyć wydatki państwa” – powiedział. Dodał, że zwolniono „personel, który nie był potrzebny”.
Według związku zawodowego pracowników państwowych ATE, który zorganizował protesty, władze skierowały setki policjantów i funkcjonariuszy innych służb mundurowych do ochrony budynków rządowych, aby uniemożliwić ich zajęcie przez manifestantów. „Urzędy publiczne wypełniają się policjantami. Nie ma pieniędzy na jedzenie, nie ma pieniędzy na leki, ale są pieniądze na represje” – skomentował w mediach społecznościowych sekretarz generalny ATE Rodolfo Aguiar. ATE zapowiedział następny strajk na piątek. Kolejne wystąpienia przeciwko polityce Mileia zapowiada również centrala związkowa CGT.
Po objęciu władzy w grudniu ub.r. Milei zmniejszył o połowę liczbę ministerstw i zapowiedział zamknięcie wielu agencji państwowych. Niedawno oświadczył, że pod jego rządami zwolniono już 50 tys. pracowników państwowych, a kolejnych 70 tys. ma odejść w najbliższych miesiącach. Libertariański prezydent wprowadza w życie program agresywnego cięcia wydatków publicznych i zaciskania pasa. Twierdzi, że jest to konieczne, by wyciągnąć kraj z kryzysu i opanować szalejącą inflację, która przekroczyła w ubiegłym roku 200 proc.
Sam Milei przyznawał, że „terapia szokowa” mająca uzdrowić gospodarkę w początkowym okresie uderzy w portfele Argentyńczyków. Z sondaży wynika jednak, że mniej więcej połowa ludności wciąż popiera działania prezydenta i wierzy, że sytuacja się poprawi. Komentatorzy zastanawiają się natomiast, czy nastroje te utrzymają się wystarczająco długo, by pozwolić na przeprowadzenie reform.