Dziś w irackim Kurdystanie rozpoczyna się referendum niepodległościowe. Dla Kurdów – największego narodu bez państwa – to historyczne chwile. Kraje regionu grożą interwencją zbrojną w wypadku eskalacji przemocy po głosowaniu.
W cieniu wojny z tzw. Państwem Islamskim (IS) toczą się procesy etniczne w regionie, które będą miały kluczowy wpływ na przyszłą sytuację na Bliskim Wschodzie. – Mamy swoją ziemię, język i kulturę. Nie chcemy być poddanymi – tymi słowami podkreślił znaczenie dzisiejszego referendum prezydent Autonomicznego Regionu Irackiego Kurdystanu Masud Barzani.
Już w weekend głos w plebiscycie mogła oddać kurdyjska diaspora na świecie – dopuszczone jest głosowanie przez internet i historyczny pierwszy głos został oddany z Chin. Dziś rusza bezpośrednie głosowanie w samym irackim Kurdystanie. Referendum nie jest tożsame z automatycznym odłączeniem się Kurdystanu od Iraku – to narodowy sondaż, który ma pokazać chęć Kurdów do samostanowienia.
Przeciwko głosowaniu protestują nie tylko Irak, Turcja czy Iran. Głos obawy wyraziły także USA i Rada Bezpieczeństwa ONZ. Ponadto irackie władze do końca próbowały blokować referendum, a wyrok Sądu Najwyższego tego kraju uznał głosowanie za nielegalne. Kurdyjskim władzom w Irbilu grożono także interwencję zbrojną, „gdyby referendum doprowadziło do przemocy w regionie”. – Po poświęceniu Peszmergi [kurdyjskiej zmilitaryzowanej formacji] i zniszczeniu przez nas mitu o niezniszczalnym IS myśleliśmy, że uszanują nasze prawa – dodał Barzani. Poza obawą przed wzrostem separatyzmu kontrowersje dla państw regionu budzi także to, że poza etnicznie kurdyjskimi ziemiami referendum będzie dotyczyło części spornych irackich prowincji zamieszkiwanych przez Arabów, Turkmenów, Asyryjczyków i jazydów
Więcej w dzisiejszej Gazecie Polskiej Codziennie.