W związku z ujawnioną we Włoszech aferą korupcyjną przy realizacji wielkich inwestycji dymisję złożył minister infrastruktury i transportu Maurizio Lupi. O rezygnacji poinformował w parlamencie, gdzie odniósł się do stawianych mu przez prasę zarzutów.
Dymisja ministra z rządu Matteo Renziego to rezultat prokuratorskiego śledztwa, w ramach którego w poniedziałek aresztowano 4 osoby: biznesmenów i urzędników ministerstwa infrastruktury. Dochodzeniem objęto łącznie 50 osób. Dotyczy ono powiązań korupcyjnych, towarzyszących realizacji przetargów na największe inwestycje w kraju, między innymi budowę tras kolei dużych prędkości i autostrad, nowych linii metra w Rzymie i Mediolanie oraz przygotowań do mediolańskiej światowej wystawy Expo.
Większość wielomiliardowych przetargów wygrywało w ostatnich latach dwóch aresztowanych biznesmenów zaprzyjaźnionych od lat z ministrem.
Kluczową rolę w decyzji o przetargach odgrywał również aresztowany w poniedziałek były wysoki rangą urzędnik ministerstwa infrastruktury, od niedawna jego zewnętrzny konsultant.
Lupiemu prokuratura nie postawiła żadnych zarzutów i nie objęła go śledztwem. Serię zarzutów o prywatne powiązania z przedsiębiorcami i korzyści, jakie odnosił wraz ze swoją rodziną, postawiła ministrowi prasa, która uzyskała dostęp do zapisu podsłuchiwanych rozmów prowadzonych przez biznesmenów. Rozmawiał z nimi także Maurizio Lupi załatwiając na przykład pracę dla swego syna, absolwenta inżynierii budowlanej - wynika jasno z ujawnionych podsłuchów.
Gazety podały także, że syn otrzymał cenny zegarek od przedsiębiorcy, realizującego wielkie inwestycje. Sam minister dostał zaś ubranie szyte na miarę.
Do wszystkich tych zarzutów Maurizio Lupi odniósł się w piątkowym wystąpieniu w Izbie Deputowanych. Zapewniał, że nie wywierał żadnych nacisków, by pomóc synowi w znalezieniu pracy. Przyznał jedynie, że za swój błąd uważa to, że nie poprosił syna, aby oddał podarowany mu zegarek. Tłumaczył, że obu biznesmenów poznał wiele lat wcześniej, zanim został ministrem.
Podkreślił, że ustępuje "po 72 godzinach, a nie po 72 dniach" i to mimo że - jak dodał - nie ma powodów do dymisji.
Maurizio Lupi podziękował też premierowi Matteo Renziemu za to, że nie prosił go o rezygnację ze stanowiska. Media ujawniły, że szef rządu czekał przez 3 dni aż minister sam podejmie taką decyzję.
Składając dymisję Lupi uniknął zapowiedzianego na wtorek głosowania nad wnioskiem o wotum nieufności, złożonym przez opozycję.
Prasa twierdzi, że z powodu systemu łapówek i ustawiania przetargów koszt wielkich inwestycji w kraju był wyższy o 40 procent.