Konfederacja skieruje do Sądu Najwyższego protest wyborczy domagając się unieważnienia niedzielnych wyborów parlamentarnych. Według ugrupowania, które w niedzielnych wyborach uzyskało 6,8 procent poparcia, doszło do "rozlicznych manipulacji".
– W związku z tym, że zwłaszcza telewizja rządowa dopuściła się rozlicznych manipulacji, połamania prawa wyborczego, dopuściła się tak naprawdę największego zamachu na wolne, demokratyczne wybory, jakie były po roku 1989, dlatego w tej sprawie będziemy interweniować" - zapowiedział podczas wtorkowej konferencji prasowej w Sejmie jeden z liderów Konfederacji, prezes Ruchu Narodowego, poseł Robert Winnicki.
Gdyby wynik Konfederacji - 6,8 proc. - był lepszy w każdym okręgu przeciętnie o 1 punkt procentowy, wprowadzilibyśmy co najmniej kilkunastu posłów więcej, zmieniając całkowicie arytmetykę sejmową, odbierając mandaty poselskie nie tylko Prawu i Sprawiedliwości, ale też Koalicji Obywatelskiej, ale też Sojuszowi Lewicy Demokratycznej, wszystkim tym partiom, które są +zblatowane+ z PiS-em w układzie opartym na zasadzie +my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych+" - powiedział jeden z liderów RN, radca prawny Michał Wawer.
Jak ocenił to, w jaki sposób protest wyborczy Konfederacji rozpatrzy Sąd Najwyższy, będzie "prawdziwym, realnym testem niezależności tego Sądu Najwyższego, przy którym również PiS w ciągu ostatnich lat +majstrował+". "Liczymy, że sędziowie staną na wysokości zadania i zarządzą powtórne wybory, w których Konfederacja z całą pewnością osiągnęłaby wynik znacznie lepszy, niż w niedzielę" - podkreślił.
Podczas konferencji prasowej liderzy Konfederacji szacowali, że z ich komitetu wyborczego mogłoby wejść nie 11 posłów jak teraz, a mniej więcej 21, co pozwoliłoby utworzyć Konfederacji klub poselski, który nie może liczyć mniej niż 15 posłów.