- Jestem pewny, że nikt, kto nie miał poparcia służb czy to dawnych, czy młodego zaciągu WSI, nie miał szansy na znaczące stanowisko w tej „nowej” Polsce, w tym rzekomo nowym sektorze bankowym. To były stare, bardzo silne grupy ludzi wpływu, które nie dopuszczały nowych. (...) Druga sprawa – my nie zarobiliśmy na tej prywatyzacji, tylko straciliśmy i to ciężkie pieniądze. Sam próbowałem z kilkoma profesorami liczyć, ile straciliśmy na prywatyzacji sektora bankowego – wychodzą mi kwoty co najmniej 200 mld złotych - powiedział w programie Piotra Nisztora "Rozmowa ściśle jawna" poseł PiS Janusz Szewczak. Wraz z nim o sprawie repolonizacji banków rozmawiał prezes Związku Banków Polskich, Krzysztof Pietraszkiewicz.
Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich
Janusz Szewczak
"Prywatyzacja to szumne słowo"
- W każdej gospodarce trzeba zachować balans między udziałem kapitału zewnętrznego i krajowego w instytucjach finansowych. W Polsce tak dobrze się stało, że po rozpoczęciu kryzysu, od roku 2008, udział kapitału krajowego w polskim sektorze bankowym zwiększył się z 27 do 46%. Troszkę inaczej wygląda to w aktywach, ale ten proces był wyraźny. Co to oznacza? Że w miarę dobrze działająca gospodarka polska zdobyła na tyle sił i rozwoju, aby udział krajowego kapitału w sposób naturalny się zwiększał. Natomiast jeśli zachodzi taka sposobność, że pojawiają się pewne okoliczności do zwiększenia kapitału krajowego, to trzeba na dobrych, rozsądnych opłacalnych zasadach z takich okazji korzystać, pamiętając tylko wszak, żeby zarządzanie instytucjami bankowymi było jak najbardziej stabilne, przewidywalne i żeby sektor bankowy jak najlepiej służył klientom i gospodarce - powiedział Krzysztof Pietraszkiewicz.
- Ja od 26 lat przemian jestem zwolennikiem repolonizacji, ale też jestem zwolennikiem tego, żeby nie być dwa razy jeleniem, bo byłem stanowczym przeciwnikiem wyprzedaży sektora bankowego i często za bezcen. Pekao SA sprzedaliśmy Włochom za ok. 4 mld złotych. Ten bank przez kilka lat zarobił mniej więcej 17-19 mld złotych na Polakach i teraz odkupiliśmy go za prawie 11 mld złotych. Daj Panie Boże robić wszystkim takie interesy, jak zrobili Włosi. Chciałbym jednak, aby takie interesy robili Polacy. To pokazuje, że popełniliśmy fundamentalne błędy na początku lat 90., wyprzedając sektor bankowy za bezcen, w atmosferze skandali, kompromitujących transakcji. Przypomnę, że była komisja śledcza ds. prywatyzacji sektora bankowego w latach pierwszego rządu PiS i ona skończyła się wtedy, gdy zaczęliśmy docierać do decydentów i chcieliśmy ich przesłuchać przed komisją, m.in. prof. Leszka Balcerowicza, który w głównej mierze jest odpowiedzialny za prywatyzację sektora bankowego. Prywatyzacja to jednak szumne słowo, a mieliśmy do czynienia z wyprzedażą sektora bankowego - zaznaczył Janusz Szewczak.
"Setki dużych polskich firm straciło kontrakty w tej części Europy"
- Patrząc wstecz, łatwo jest nam powiedzieć, że coś można było zrobić lepiej 20 czy 30 lat temu. Ja patrzę na to jako człowiek, który nie był zwolennikiem nadmiernego zaangażowania kapitału zagranicznego w polskim sektorze bankowym. Patrzę na to w inny sposób. Obserwowałem, jakie były konieczności, w jakich znalazła się polska gospodarka i my, jako społeczeństwo. Otóż w 1992-1993 r. poziom kredytów zepsutych, zagrożonych w polskim sektorze bankowym wyniósł 31%. Były banki, w których kredyty zagrożone i stracone przewyższały poziom 50%. Dlaczego tak się stało? Bank jest dobry i dobrze może działać tylko wtedy, gdy ma dobrych klientów, a setki polskich dużych firm straciło na stałe kontrakty w tej części Europy - zauważył Pietraszkiewicz.
- Największy udział w prywatyzacji miała grupa banków wydzielonych z NBP. One wówczas, kiedy był wydzielone, były nieźle skapitalizowane. W ciągu kilku kolejnych kwartałów bardzo szybko zaczęły się psuć ich aktywa, i żeby nie stracić depozytów, musiały mieć podniesione kapitały i to grupa największych banków. Grupa mniejszych banków i banków lokalnych w warunkach bardzo wysokiej inflacji, bardzo źle działała, co z nałożeniem złej jakości portfela kredytowego powodowało, że zagrożonych było 600 banków w ciągu jednego roku, 600 banków kwalifikowało się do zamknięcia. To wówczas na tej podstawie, po poważnych debatach, NBP utworzył przejściowy fundusz asekurujący bezpieczeństwo depozytów i zaczął się proces restrukturyzacji. Moim zdaniem to było wyjście, by ludzie nie stracili oszczędności w bankach, a jednocześnie, by rozpoczął się proces restrukturyzacji i prywatyzacji banków, a także podmiotów kredytowanych przez banki, mających związki gospodarcze w tej części Europy. Po paru latach okazało się, że fundusze własne sektora bankowego z 3 mld w 1993 r. wzrosły do 170 mld na koniec roku 2016. 83% wypracowywanych zysków było reinwestowane w fundusze własne, poziom oszczędności w sektorze bankowym wzrósł do 1 100 mld złotych. To oznacza, że my wzbogaciliśmy się jako gospodarka, ale także na bogacącej się gospodarce wzbogaciły się banki - dodał prezes ZBP.
"Na prywatyzacji straciliśmy ciężkie pieniądze"
- Jestem pewny, że nikt, kto nie miał poparcia służb czy to dawnych, czy młodego zaciągu WSI nie miał szansy na znaczące stanowisko w tej „nowej” Polsce, w tym rzekomo nowym sektorze bankowym. To były stare, bardzo silne grupy ludzi wpływu, które nie dopuszczały nowych. Starałem się wystartować w tym wyścigu, myślałem, że jest nowa Polska, to trzeba nowych, świeżych głów. Powiedziano mi wtedy otwarcie: „nie masz chłopcze żadnego wsparcia, pleców w służbach, nie masz stanowiska, to nie masz o czym marzyć”. Druga sprawa – my nie zarobiliśmy na tej prywatyzacji, tylko straciliśmy i to ciężkie pieniądze. Sam próbowałem z kilkoma profesorami liczyć, ile straciliśmy na prywatyzacji sektora bankowego – wychodzą mi kwoty co najmniej 200 mld złotych - szacował Szewczak.
- Ja nie oceniam tak kategorycznie ludzi ani kwot i muszę powiedzieć, że system licencjonowania banków od 1988 r. był klarowny i można sprawdzić, jakie wymogi musieli spełniać pracownicy i kadra kierownicza banków. Proszę pamiętać, że od 1991 r. te wymogi kwalifikacyjne dla zarządów banków były klarowne – musieli mieć określone kwalifikacje finansowe, musieli okazać się określoną praktyką i dawać rękojmię bezpieczeństwa depozytów - powiedział Pietraszkiewicz.
Finansjera w zbiorze zastrzeżonym?
Piotr Nisztor zapytał, czy należy liczyć na to, że przy odtajnieniu chmury danych zawartych w zbiorze zastrzeżonych, znajdą się jakieś nazwiska ze środowiska finansjery. - Nie znam tej chmury, nie badałem tego. Z mojej praktyki i praktyki NBP, nadzoru finansowego, który stawiał jasne wymogi kwalifikacyjne nie mogę czegoś takiego przypuszczać. Choć, widząc to na podstawie innych krajów, ze względów oczywistych, względów interesu państwa, niewątpliwie ten proces mógł być bardziej monitorowany niż kilkanaście lat później i robią to różne kraje - odpowiedział Krzysztof Pietraszkiewicz.
- Mam nadzieję, że pogłębienie wiedzy o zbiorze zastrzeżonym spowoduje, że spadnie parę tych koronowanych autorytetów, bo dowiemy się o niektórych geniuszach rzeczy, których byśmy się nie spodziewali - dodał Szewczak.