To przecież dość logiczne. Z klubów piłkarskich najczęściej denerwują mnie te, którym kibicuję. Przegrana rywala daje mi satysfakcję, porażka ulubieńców potrafi popsuć humor na cały tydzień. Podobnie jest z kobietami. Na którą najczęściej się denerwuję? Bezsprzecznie na tą swoją ukochaną, bo reszta, poza dwiema dobrymi koleżankami i członkiniami rodziny, niewiele mnie interesuje. Na kogo najczęściej narzekam w politycznych, „nocnych Polaków rozmowach”? Zapewne na PiS, ale to przecież nie ze złośliwości, a z wymagań, które ambitny człowiek powinien stawiać temu na czym mu zależy.
Podejrzewam, że podobna złość narasta, w ostatnim czasie, u wielu „prawicowych” kolegów po piórze, co zresztą widać po serii sugestii dla rządzących z niemal każdego, prawicowego środowiska. Rząd znajduje się w tendencji spadkowej, na opozycji wyklarował się wyraźny lider. Chociaż to drugie jest najmniej istotne, bo prawdziwym przeciwnikiem rządu jest cały front, który skłąda się reprezentantów rządzącego w ostatnim ćwierćwieczu establishmentu. Jestem pewien, że jak „opozycję” przyciśnie i będzie w tym polityczny interes, to w wyborach wystartuje blok od postkomunistów, przez PO, po KOD, ze wsparciem kapitału niemieckiego i propagandy z Czerskiej. I nie będzie różnicy kto będzie w nim najsilniejszy.
Dla rządzących kluczowe jest powtórzenie zwycięstwa w wyborach parlamentarnych. To szczególnie ważne, gdyż wiele projektów rządu jest bardzo ambitnych i efekty przyjdą dopiero za kilka lat. Reforma edukacji, demograficzne skutki programu 500 +, reforma emerytalna, przekop Mierzei Wiślanej, powołanie Obrony Terytorialnej, reforma szkolnictwa wyższego – naprawa państwa związana z tymi projektami zaplusuje dopiero po kilku latach. Aby zebrać dzięki temu benefis w postaci wzrostu poparcia, należy koniecznie przy tej władzy pozostać. Zwycięstwa nie będzie bez elektoratu umiarkowanego, centrowego – a ten zaczyna przebierać nogami. Niestety, ale wzorem Donalda Tuska z pierwszej kadencji – trzeba skupić się na marketingu, sondażach, byciu teflonowym. Szczególnie, że karty w ręku są niezłe (szybująca gospodarka, spadające bezrobocie, świetnie działające 500 +).
A to niestety nie wychodzi. Powracające, niedementowane doniesienie o rekonstrukcji rządu, zapowiadane od dłuższego czasu „nowe otwarcie” i „nowe cele”, pojawiające się napięcia między różnymi ośrodkami – niestety to tworzy poczucie tymczasowości, owej teflonowości i wizerunkowi nie służy.