Już na pierwszy rzut oka widać, że Obywatele RP nie działają w politycznej próżni, że mają nieformalne umocowania i ochronę medialną. Kto stoi za tą grupą? - pisze Elżbieta Królikowska-Avis.
Podczas ostatnich uroczystości rocznicowych katastrofy smoleńskiej widać było intensyfikację działań Obywateli RP, czyli Obywateli PRL. Najpierw, podczas mszy w katedrze św. Jana jakaś kobieta wybiegła przed ołtarz, rozwinęła transparent „nie łam konstytucji”, coś krzyczała, aż straż wyprowadziła ją z kościoła. Czego chciała i do kogo krzyczała, nie wiadomo. Wiadomo tylko tyle, że nie był to akt przyjażni, ani do modlących się, ani do Pana Boga, i że zakłóciła modlitwę wiernym. Potem, kiedy marsz pamięci kierował się w stronę Pałacu Prezydenckiego, gromada Obywateli RP rozsiadła się na trasie, na trasie legalnej manifestacji, aby ją zatrzymać lub rozproszyć. Następnie włączyli się w tłum, by podczas wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego krzyczeć i buczeć, wyć i gwizdać, w końcu jeden z nich uderzył opozycjonistę z czasów PRL Adama Borowskiego w twarz. Dość symboliczna scenka, prawda? Dwadzieścia siedem lat po odzyskaniu niepodległości post-komunistyczne upiory wciąż, tym razem już nie słowem a pięścią, atakują tych, którzy spowodowali ich odejście. I podobno odeszli – jak daleko, niech świadczy ta scenka pod Pałacem Prezydenckim.
Oczywiście, w mediach zerwała się burza, zwolennicy rządu Prawa i Sprawiedliwości oskarżają Obywateli RP o czynny atak, nazywają ich barbarzyńcami i hołotą. Protestują, podpisują apele o potępienie działalności Obywateli RP, szukają ich mocodawców i środowisk wspierających. Żeby ich dostrzec, nie trzeba było długo szukać. Już następnego dnia po zajściach w Sejmie pojawiło się kilku posłów Platformy Obywatelskiej machając białą różą, dziwacznym symbolem aktywności ulicznych chuliganów. Dlaczego np. nie różą czerwoną? Ciekawe, że grupa ujawniła się półtora roku temu, równolegle z zapowiedzią prac parlamentu nad ustawą o odebraniu byłym pracownikom SB i MO ich wysokich rent i emerytur. I nie bez powodu ludzie z tych środowisk, którzy katowali działaczy niepodległościowego podziemia, pojawiają się regularnie w demonstracjach Obywateli RP. Najwyrażniej widać wspólnotę interesów. Natura nie znosi próżni – po zniknięciu z politycznego horyzontu partii Palikota, której działacze zakłócali spokój modlitw podczas Rocznic, sikali na znicze, układali krzyże z puszek po piwie, poszturchiwali modlących się, pojawili się kontynuatorzy ich misji specjalnej, Obywatele RP. Którzy już zasłynęli prowokacjami pod Sejmem, przepychankami pod Wawelem i zakłócaniem uroczystości smoleńskich. Te rozwrzeszczane hordy do złudzenia przypominają mi rozbijaczy zgromadzeń i marszów opozycji antykomunistycznej z lat 70. i 80. – byłam, widziałam – i wtedy wszyscy wiedzieli, że to funkcjonariusze SB i MO. Jak słusznie skomentował swoją przygodę Adam Borowski: ”to ludzie, którzy sami wykluczyli się ze wspólnoty narodowej. Dla mnie są zerem”. Co nie znaczy, że nie są niebezpieczni i należy ich ignorować. Bo niebezpieczni są.
Już na pierwszy rzut oka widać, że Obywatele RP nie działają w politycznej próżni, że mają nieformalne umocowania i ochronę medialną. Kto stoi za tą grupą? Nie są to już „środowiska, trzymające władzę”, lecz „środowiska, którym władza wyślizguje się z rąk”. Co to za grupy? Wystarczy posłuchać, kto wspiera aktywność Obywateli RP, kto mówi tym samym głosem i sufluje tę samą narrację. Oto były prezydent Bronisław Komorowski, który mówi publicznie ”czasem zdarzają się sytuacje, kiedy trzeba wziąć do ręki sztachetę”, oto były sędzia TK Jerzy Stępień i jego „liczy się tylko goła siła” i były prezydent Wałęsa, który zapowiada „pomożemy wam wyskakiwać z okien”. Wszyscy „byli”, wszyscy „ex”, i to nie przypadek. W tej grupie znajdują się też „puczyści” z Sejmu i prowokatorzy spod Sejmu i płk. Mazguła ze swoim zapleczem. Jest prezydent Warszawy HGW, która gwiżdże sobie na podstawowe hasło demokracji „równość wobec prawa”, Krajowa Rada Sędziowska, zapowiadająca walkę z reformami, przygotowywanymi przez parlament i Sławomir Broniarz, który już dawno przestał być związkowcem, a zaczął być politykiem. Są i media lewicowo-liberalne jak TVN24, Gazeta Wyborcza oraz tygodnik Polityka, wraz z ostatnią okładką, nawołującą do linczu Prawa i Sprawiedliwości. No i delikwent z grupy Obywateli RP, który powiedział: „Najciekawszy jest Lech Kaczyński w smoleńskim błocie. To było coś!” To jest prawdziwa dzisiejsza opozycja, puzzle do tego samego obrazka.
A cóż to jest innego niż łamanie prawa, zasad społecznego współżycia i dobrych obyczajów? Nieposłuszeństwo obywatelskie pewnych środowisk - Krajowej Rady Sądowniczej i Związku Nauczycielstwa Polskiego - w przeprowadzaniu i realizacji reform. Próby lekceważenia prawa jak Hanna Gronkiewicz - Waltz, w końcu osoba podejrzana o dopuszczenie do miliardowych przekrętów w odzyskiwaniu nienależnych nieruchomości. I sędzia, która zlekceważyła nowy zapis, uniemożliwiający starcie dwóch manifestacji z przeciwnych obozów politycznych, i tego konsekwencje. Przecież te burdy, dyskomfort modlących się w kościele i na ulicy, pobicie Adama Borowskiego, były do uniknięcia, gdyby pani sędzia zaakceptowała wyrok pierwszej instancji, zgodny z interesem społecznym i zdrowym rozsądkiem. Ale pani sędzia woli uprawiać politykę. I tu trzeba zadać pytanie – dlaczego łamanie prawa i nakłanianie do przemocy, nie spotyka się z adekwatną reakcją polskich władz, rządu, parlamentu, służb bezpieczeństwa? Dlaczego dla tych, którzy rujnują państwo, biją obywateli o innych poglądach, próbują – to w sejmie, to w mediach, to na ulicy - doprowadzić do anarchizacji kraju, przesilenia politycznego i przejęcia władzy, nie ma żadnych sankcji? Przecież w starych demokracjach istnieje policja, ministerstwa sprawa wewnętrznych i służby bezpieczeństwa, które pracują i uznawane są za potrzebne. Czy naprawdę nie mamy czego bronić? Przypomnijmy sobie jak rozpędzano manifestantów w latach 60., 70. i 80., jak więziono, torturowano i mordowano ludzi, niszczono ich kariery i nadzieje. Czy naprawdę nie zapłaciliśmy dość wiele, żeby nie bronić Rzeczpospolitej przed PRL-em?
Przecież naruszane są normy społeczne, łamane jest prawo. Choćby art. 257 kodeksu karnego, który stanowi: „kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej … lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Albo art. 256 par. 1 „kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państw lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych … podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. KK przewiduje sankcje dla osób publicznych, nakłaniających do przemocy i bezprawia, dla tych, którzy biją przechodniów za to, że mają inne poglądy, i dla sędziów, którzy narażają bezpieczeństwo obywateli, napuszczając na nich znanych z agresji Obywateli RP. Przecież mamy Konstytucję. Nie jest doskonała, ale jakoś reguluje życie państwa i społeczeństwa. I mamy kodeks karny, z którego komuna i postkomuna tak chętnie i często korzystała. Umiemy biadać nad naszymi kombatanckimi krzywdami, ale czy potrafimy bronić swoich obywatelskich praw.
Elżbieta Królikowska-Avis. 21 maja 2017