Nie będzie śledztwa ws. SMS-ów z pogróżkami dla córki premiera
– Do dnia konferencji prasowej nie wpłynęło żadne zawiadomienie ws. gróźb wobec premiera Donalda Tuska – poinformował portal niezalezna.pl rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, Agnieszka Gładkowska. Nie wpłynęło też żadne zawiadomienie do gdańskiej policji.
Jak poinformował zespół prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku, na razie nie wpłynęło żadne zawiadomienie w tej sprawie. Informacja została potwierdzona przez gdańską prokuraturę okręgową oraz Prokuraturę Okręgową w Warszawie.
– Próbowałem ustalić, czy pan premier złożył jakieś zawiadomienie, bo na konferencji mówił, że to tylko SMS-y z 5 dni. Okazało się, że żadna prokuratura nie prowadzi śledztwa w tej sprawie – mówił na antenie Telewizji Republika Samuel Pereira, autor artykułu na portalu niezalezna.pl.
Podczas wczorajszej konferencji prasowej Donald Tusk poinformował, że "w ostatnich pięciu dniach" jego córka otrzymała trzy SMS-y z pogróżkami. W każdej z wiadomości grożono premierowi śmiercią.
Zostaniesz zabita, rozszarpana na strzępy wraz z całą rodziną, Przekaż ryżemu kundlowi, że zostanie zabity, Chyba świadoma jesteś, że jak kundlowi zdejmiemy ochronę to i z was nikt nie przeżyje – SMS-y takiej treści miała otrzymać Katarzyna Tusk.
Jeśli cytowane SMS-y są prawdziwe mamy do czynienia z grożeniem śmiercią zarówno Katarzynie Tusk, jak i jej rodzinie, w tym premierowi Rzeczpospolitej. Dlaczego nie zostały więc powiadomione o tej sprawie ani prokuratura, ani policja? – czytamy na portalu niezalezna.pl.
Natomiast kancelaria premiera zapytana o sprawę, odpowiedziała, że „w takich sprawach zawiadamiany jest BOR i on koordynuje wszystkie działania”.
– Z kolegą redakcyjnym stwierdziliśmy, że zawiadomimy organa o tej sprawie. To obowiązek obywatelski, szczególnie w przypadku, gdy grozi się premierowi – mówił Pereira. Jego zdaniem nawet jeśli to żart, to takie groźby należy traktować poważnie. – Zastanawia mnie więc, dlaczego działania w tej sprawie są tajne albo nieupubliczniane – zaznaczył.
Według Pereiry trudno ocenić to wydarzenie inaczej niż w kontekście trwającej kampanii wyborczej. – Obawiam się, że jeśli te SMS-y są prawdziwe, chodzi tu o epatowanie agresją drugiej strony politycznego sporu – ocenił.