Wychodzą na jaw nowe fakty w sprawie Amber Gold. – To nie był przypadek, że pomimo naszych ostrzeżeń spółką Marcina P. nie zajęły się instytucje państwowe. Być może był on chroniony przez służby specjalne – powiedział Lesław Gajek, zastępca przewodniczącego KNF.
Wczoraj posłowie z komisji śledczej ds. afery Amber Gold przesłuchali Lesława Gajka, zastępcę przewodniczącego KNF‑u. Komisja Nadzoru Finansowego była pierwszą instytucją państwową, która już w 2010 r. informowała klientów oraz prokuraturę o niebezpieczeństwach związanych z inwestowaniem w złoto w spółce Marcina P. Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz odmówiła jednak wszczęcia postępowania przeciwko właścicielowi piramidy finansowej.
– Przypadek Amber Gold był dziwny, ponieważ po wpisaniu spółki na listę ostrzeżeń KNF oraz ostrzeżeniach płynących z prasy ta spółka nadal działała. Żadna z instytucji państwowych się nią nie zainteresowała – mówił podczas przesłuchania Lesław Gajek.
– To nie był przypadek, że prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania w tak wyjątkowej sprawie. Być może Marcin P. był chroniony przez służby specjalne – dodał. Podejrzenia świadka wzbudził również fakt, że Grupa Amber Gold była właścicielem powstałych w połowie 2011 r. linii lotniczych OLT Express, których upadłość ogłoszono latem 2012 r.
– To było dziwne, że nagle jakaś firma wtrąca się w interesy lotnicze – ocenił zastępca przewodniczącego KNF. Świadek skrytykował również współpracę KNF‑u z władzami państwowymi, w tym z ówczesnym premierem Donaldem Tuskiem (PO). – Spotkania, o które zabiegaliśmy w Kancelarii Premiera ws. Amber Gold, nie odbywały się – zeznał Gajek.