Czyżby naprawdę Tomaszowi Lisowi marzy się krwawa rewolta, w wyniku której znienawidzony przez niego PiS zostanie pozbawiony władzy? Czym innym bowiem, jak nie wezwaniem do społecznego buntu jest jego ciąg rozumowania? - zastanawia się Jerzy Jachowicz na portalu sdp.pl
– To nie jest sprawowanie władzy, lecz zamach stanu. Jak obywatele w państwie demokratycznym powinni odpowiedzieć na zamach stanu? – pyta Tomasz Lis, a po chwili stwierdza: - Inteligentni słuchacze radia TOK FM powinni znać odpowiedź na to pytanie – zawieszając w tym miejscu głos.
Gdyby słuchacze jego ulubionego radia mieli dokonać zmiany władzy w demokratycznym głosowaniu, nie ukrywałby swojej opinii, lecz odpowiedziałby: - obywatele powinni zareagować na to podczas najbliższych wyborów.
Tak, ale najbliższe wybory będą dopiero za trzy lata. Kto tyle wytrzyma? A już na pewno nie Tomasz Lis.
Oto dalszy hipotetyczny ciąg jego wewnętrznego monologu połączonego w logiczną całość, uzupełnianą publicznie wypowiadanymi opiniami. - Przy tej władzy po trzech latach nie będzie do czego wracać. A tak mi się marzy powrót do telewizji publicznej. Nigdzie indziej nie można zarobić takich pieniędzy. No i ta oglądalność. Onet to nieudolne naśladownictwo prawdziwej publicznej telewizji.
Za trzy lata może już nie być państwa. Wiele najważniejszych instytucji i dziedzin zostało już zniszczonych. Przerażenie ogarnia, kiedy się pomyśli, co może stać się dalej.
Prokuratura stała się posłuszna władzy, jest jak rozgrzany wosk rękach Ziobry, media publiczne stały się narzędziem nachalnej, prymitywnej propagandy, Konstytucja wala się na śmietniku, rząd „bulgocze” okrzyki o „repolonizacji” mediów. Cholera by to wzięła, Onetu też mogę nie mieć. Gdzie będę siebie oglądał? Nigdzie mnie już nie chcą. Ani w TVN, ani w Polsacie, nawet w tych nowych naziemnych, raczkujących.
Jedyna nadzieja, że Donald załatwi mi coś w Brukseli. Tam mogę nawet przeczekać rewoltę. Wrócę jak już będzie po wszystkim.