W roku 2008 wybuchł kryzys finansowy, który wstrząsnął światową gospodarką. Padały wielkie instytucje finansowe, ludzie tracili pracę, pikowały indeksy giełdowe. W Stanach Zjednoczonych przejawem załamania były puste domy przejmowane przez banki od kredytobiorców bez środków na spłatę kolejnych rat. Byli jednak tacy, którzy na tamtym krachu dorobili się potężnych pieniędzy. Czy i dziś czeka nas podobny scenariusz?- pisze Kamil Goral.
Kliku menedżerów funduszy hedgingowych w USA dokonało przed kryzysem transakcji na instrumentach pochodnych znanych jako CDS (credit default swaps) – w największym skrócie, w zakładanym przez nich scenariuszu ludzie mieli przestać spłacać kredyty hipoteczne, a oni – czyli owi finansiści – wykupili na ten wypadek ubezpieczenie. I chociaż żadnych kredytów nie udzielali, kiedy sprawy potoczyły się według ich przewidywań, dostali gigantyczne „odszkodowania”. Rekordzista zarobił na tym 4 miliardy dolarów. Mówiąc wprost; kiedy jedni tracili dorobek życia, inni (bardzo nieliczni) zarobili niewyobrażalne wręcz pieniądze.
Tak to już jest z kryzysami, że większość na nich traci, ale nie brak też „spryciarzy”, którzy zarabiają. Podobnie jest z wojnami, rewolucjami i innymi gwałtownymi wydarzeniami. Obecnie mamy do czynienia z potężnym ciosem w gospodarkę, jaki wymierza pandemia koronawirusa. W wielu państwach niektóre sektory zwyczajnie nie działają. Ludzie stają przed perspektywą zwolnień, firmy bankructw, a państwa gwałtownego wzrostu długu. Dużo mówi się o pakietach ratunkowych i wsparciu dla poszkodowanych podmiotów. Bez wątpienia nad całym tym pobojowiskiem już krążą stada sępów szukających okazji do obfitego posiłku. Trzeba zatem uważać, aby nie dać im po temu okazji.
Przede wszystkim łatwym celem do upolowania są słabnące przedsiębiorstwa. Niektóre budowane przez lata zgromadziły pokaźnie aktywa, jednak bez dopływu pieniądza usychają jak trawa bez deszczu. Co to oznacza? Anto to, że mogą zostać łatwo przejęte, zdesperowani właściciela sprzedadzą urobek wielu lat, aby ratować się przed wierzycielami.
W Polsce najbardziej narażone nie są wielkie spółki z udziałem skarbu państwa. Te są raczej bezpieczne. Dużo bardziej podatne na agresywne akwizycje są firmy mniejsze, często nienotowane na rynku regulowanym. Niemniej mające spory potencjał ekonomiczny, a zatem będące łakomym kąskiem dla potencjalnych inwestorów. W związku z tym, że jesteśmy w Unii, ciężko będzie zablokować ich wykup przez Niemców czy Francuzów. A pamiętajmy o tym, że to tkanka i przyszłość polskiej gospodarki.
Na łowy wyruszyć mogą banki, w mediach jawią się one jako wybawiciele, którzy wyciągają rękę do kredytobiorców. Warto jednak obserwować, czy za ową pomoc nie życzą sobie ekstra opłat. Patrzmy zatem na marże za poszczególne usługi bankowe. Jaki będzie koszt bankowego finansowania, czy aby nie wzrośnie? Pamiętajmy, że w sektor wpompowywane są gigantyczne sumy przez NBP. Czy te środki trafią do polskich firm, i na jakich warunkach? Czy bankierzy są gotowi wziąć na siebie część trudności związanych z kryzysem, czy może postanowią wyjść na całym zamieszaniu na plus? Patrzmy nie na deklaracje i PR-owskie wrzutki, ale na liczby.