Broń chemiczna w zasięgu terrorystów. Podziękujcie Obamie
Senator elekt Partii Demokratycznej wylewa krokodyle łzy nad losem Syrii. Zapomniał, że za piekło narodu syryjskiego współodpowiedzialny jest prezydent jego partii i jeśli terroryści przejmą broń chemiczną, to Obamie trzeba będzie dopisać do "syryjskiego rachunku".
Senator elekt Ruben Gallego stwierdził, że „uważnie monitoruje informacje napływające z Syrii”.
„Reżim Baszara al-Assada, współpracując z Rosją i Iranem, doprowadził do jednego z największych kryzysów humanitarnych naszych czasów” – napisał Gallego w mediach społecznościowych.
„Konieczne jest, aby przyszła Syria była miejscem, w którym szanowane są prawa człowieka i mniejszości religijne” - dodał.
Tymczasem Jason Brodsky, dyrektor ds. polityki w United Against Nuclear Iran, zaznacza, że z przejęciem Aleppo mogą pojawić się poważne zagrożenia związane z programem broni chemicznej Assada, który może wpaść w ręce grup powiązanych z Al-Kaidą.
Za dzisiejsze ryzyko przejęcia broni chemicznej odpowiada były Prezydent USA Barrack Obama, który w 2013 roku podjął decyzję o zawarciu umowy z syryjskim dyktatorem Basharem al-Assadem, która miała na celu usunięcie broni chemicznej z arsenału syryjskiego reżimu. Choć porozumienie to było przedstawiane jako wielki sukces dyplomacji międzynarodowej, w praktyce okazało się pełne niedociągnięć i stało się obiektem krytyki zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i poza nimi.
Amerykańscy urzędnicy już wkrótce po realizacji umowy przyznali, że Assad najprawdopodobniej zachował znaczną część swojego arsenału chemicznego. Pomimo tego, że reżim oficjalnie zobowiązał się do całkowitego rozbrojenia pod nadzorem Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW), liczne doniesienia oraz raporty ONZ wskazywały na dalsze stosowanie zakazanej broni wobec ludności cywilnej.
Wielokrotne użycie gazów trujących przez reżim Assada, w tym sarinu i chloru, wobec własnej ludności cywilnej stało się symbolem brutalności syryjskiego reżimu. Ataki te, skierowane głównie przeciwko mieszkańcom opozycyjnych miast i wiosek, miały na celu zdławienie demokratycznej rewolty, która rozpoczęła się w 2011 roku w ramach tzw. Arabskiej Wiosny.
Decyzja Obamy o unikaniu bezpośredniej interwencji wojskowej w Syrii oraz zawarcie porozumienia z Assadem były podyktowane chęcią uniknięcia kolejnego konfliktu militarnego w regionie. Jednakże krytycy wskazują, że zamiast stabilizacji, polityka ta przyniosła kolejne lata cierpienia Syryjczyków, umocniła władzę Assada i podważyła autorytet USA w kwestii przestrzegania tzw. "czerwonych linii" w polityce międzynarodowej.
Źródło: Republika