Resort obrony Rosji zapewnił, że rosyjski odrzutowiec, który według sobotnich relacji Sztokholmu o mało nie zderzył się nad Szwecją z samolotem pasażerskim, zachował na tyle bezpieczny dystans, że nie mogło dojść do wypadku.
– Lot przeprowadzono ściśle przestrzegając międzynarodowych przepisów, nie zostały naruszone granice żadnych krajów, a maszyna była w bezpiecznej odległości od tras (przelotów) cywilnych samolotów – poinformował rzecznik ministerstwa obrony Rosji generał Igor Konaszenkow w komunikacie.
Według strony rosyjskiej samoloty nie zbliżyły się na odległość mniejszą niż 70 km. – Nie zaistniały żadne okoliczności, które mogły doprowadzić do wypadku – oświadczył Konaszenkow.
Generał dodał, że między lotem pasażerskim SAS, a rosyjskim samolotem leciała maszyna zwiadowcza NATO.
Skandynawskie linie lotnicze SAS, operator lotu SK1755, do którego trasy zbliżył się odrzutowiec, również oznajmiły, że sobotnie relacje, zgodnie z którymi doszło do bardzo niebezpiecznej sytuacji były przesadzone.
– Nie doszło do złamania reguł bezpieczeństwa – powiedział rzecznik SAS Knut Morten Johansen.
W sobotę szef szwedzkich sił lotniczych gen. Micael Byden oznajmił, że samolot wojskowy, który o mało nie zderzył się ze szwedzką maszyną miał wyłączone transpondery. Są to urządzenia, które automatycznie odbierają, modulują, wzmacniają i odpowiadają na sygnał; umożliwiają one lokalizację oraz identyfikację maszyn i używane są w systemach zarządzania ruchem lotniczym.
Według Konaszenkowa samolot NATO, który znalazł się między odrzutowcem a lotem SK1755, miał również wyłączone transpondery.
W sobotę Szwedzi nie podali, że chodziło o rosyjski odrzutowiec, nie poinformowali też, że lot SK1755, który wystartował z Kopenhagi, leciał do Poznania.
Do incydentu, który Byden określił jako "dość poważny", doszło w piątek. Do zidentyfikowania samolotu wysłano szwedzkie myśliwce, a pasażerski samolot według Bydena dostał w związku z tym polecenie zmiany kursu.