W piątek zainaugurowała sezon piłkarska Lotto Ekstraklasa. W pierwszych spotkaniach beniaminek Wisła Płock niespodziewanie pokonał na swoim stadionie Lechię Gdańsk 2:1, zaś Śląsk Wrocław bezbramkowo zremisował z Lechem Poznań.
Już pierwszego dnia rozgrywek kibice mogli zobaczyć w jakiej formie są główni faworyci do odebrania tytułu Legii, za takich bowiem uważa się Kolejorza i Biało-Zielonych. Pierwsi na plac gry wybiegli ci drudzy.
Z byłym graczem Juventusu Turyn Milosem Krasiciem, zawsze groźnymi na polskich boiskach braćmi Paixao, reprezentantem Polski Sławomirem Peszko, a przed sezonem wzmocniona jeszcze przyjściem utalentowanego Rafał Wolskiego jedenastka jaką dysponuje trener Piotr Nowak musi budzić respekt. Początek starcia z powracającym do ekstraklasy zespołem z Płocka zdawał się potwierdzać przewagę klubu z Gdańska. Lechia dłużej utrzymywała się przy piłce, a w 15 minucie objęła prowadzenie. Wynik otworzył strzałem głową Marco Paixao po dośrodkowaniu Peszki. Wisła nie miała jednak zamiaru pozostać dłużna. Dokładne dośrodkowanie z rzutu wolnego Dominika Furmana i wykończenie Szymińskiego dały gospodarzom remis.
Obie drużyny miały swoje okazje na zmianę wyniku, dobrze jednak spisywali się obydwaj bramkarze. Decydująca akcja miała miejsce w 77 minucie. Dominik Kun uderzał zza pola karnego, a piłka po tym uderzeniu trafiła w rękę Jakuba Wawrzyniaka. Sędzia zdecydował się na podyktowanie jedenastki. Do tej podszedł Furman i w stylu Panenki zamienił ją na gola. Na taki obrót spraw Lechia nie znalazła już odpowiedzi i po ostatnim gwizdku to beniaminek z Płocka mógł cieszyć się z trzech punktów. Drużyna z Gdańska będzie musiała poczekać do kolejnych spotkań by udowodnić, że miano faworyta jej się należy.
Swoich wysokich aspiracji na razie nie potwierdził także Lech. Starcie Śląska z Kolejorzem, które miało być hitem pierwszej kolejki zdecydowanie zawiodło kibiców. Gra toczyła się głównie w środku pola, a płynnych akcji było niewiele. W pierwszej połowie najbliżej zdobycia gola był Nicki Bille Nielsen, jego uderzenie wylądowało jednak na słupku. W odpowiedzi groźnie przymierzył Madej, ale znakomitą interwencją popisał się Burić. Po przerwie obraz gry się nie zmienił. Szansę miał jeszcze pod koniec spotkania Kownacki, ale nieczysto trafił w piłkę, niezłe uderzenie Marioki obronił natomiast bramkarz Lecha. Ostatecznie mecz zakończył się bezbramkowym remisem.