„Nikt nie wierzył, że to ja w Paryżu zdobędę medal. Byłam tam skreślana, byłam +underdogiem+, ale to mi nie przeszkadzało” - mówiła srebrna medalistka igrzysk olimpijskich w boksie Julia Szeremeta.
„Sport jest dla każdego. Nie trzeba iść na boks, żeby się bić. Dużo osób idzie, żeby się poruszać, poprawić koordynację ruchową czy żeby się nauczyć samoobrony. To nie jest tak, że się idzie i bije” - tłumaczyła Julia Szeremeta.
Wspominając igrzyska w Paryżu użyła określenia „underdog”. Przyznała, że w oczach opinii publicznej nie była postrzegana jako faworytka do medalu. „Nikt nie stawiał na mnie. Nikt nie wierzył, że ja w Paryżu zdobędę medal. Byłam tam skreślana, byłam +underdogiem+, ale to mi nie przeszkadzało” - oceniła.
W rozmowie Szeremeta wspominała moment przejścia z karate na boks. Przyznała, że ta decyzja na początku nie spodobała się jej mamie. „Kiedy przechodziłam z karate na boks, przez rok trenowałam obie dyscypliny. Moja mama była bardziej za karate. Bo ona też trenowała karate. Jak jej powiedziałam, że chcę zrezygnować z karate, to mówiła, że mam zrezygnować z tego i z tego. Ale powoli zaakceptowała decyzję, że zostaję przy boksie” - przyznała.
Dzisiaj mama jest nie tylko jej największą fanką ale i służy pomocą sztabowi szkoleniowemu. „Śmiejemy się, że ona powinna pracować w Polskim Związku Bokserskim, bo zna wszystkie przeciwniczki, wszystkie turnieje śledzi. Więc jak czasem potrzebujemy informacji o jakieś zawodniczce, to dzwonimy do mojej mamy” - powiedziała żartując.
Judoczka przyznała, że jeszcze nie miała czasu obejrzeć swojej walki o medal. Aktualnie jest cały czas w podróży. Podkreśliła, że póki co, ma przed oczami konkretny cel. „Przede mną są kolejne cele, które chcę realizować. Robota jeszcze nie jest skończona. Przede mną złoty medal w Los Angeles” - określiła ten cel.
Igrzyska w Los Angeles odbędą się w 2028 roku, stąd pytana o walki w boksie zawodowym nie wykluczyła takiej możliwości. „Wystąpiłabym na jakiejś fajnej gali, bo chciałabym kiedyś zostać mistrzynią świata w boksie zawodowym. Ale to nie jest mój główny cel na teraz. Jednak nie wykluczam jakiejś walki w boksie zawodowym” - przyznała.
Pytana o swój styl i słynne już opuszczone ręce, przyznała, że to pomysł sztabu szkoleniowego, który się sprawdza. „To trenerzy ustalają taktykę. Mówią jak trenuje przeciwniczka, co mam robić. Jest plan A i plan B, gdyby pierwsza runda nie poszła po mojej myśli. Ale też trenerzy dają mi zaufanie i pozwalają boksować pierwszą rundę jak chcę, bo ja bardzo dobrze czytam przeciwniczki” - podkreśliła.
Uśmiechnięta Szeremeta przyznała, że nie walczy przepełniona złością i do pojedynku podchodzi zrelaksowana. „Jakby się boksowało ze złością, te pojedynki byłby inne. Za wszelką ceną chciałoby się urwać głowę i wtedy walki nie byłyby ładne” - oceniła.
Srebro Juli Szeremety to pierwszy olimpijski medal polskiego boksu od 1992 roku, kiedy brąz w Barcelonie zdobył Wojciech Bartnik. Natomiast w finale igrzysk polski pięściarz poprzednio wystąpił w 1980 roku w Moskwie. Wówczas także ze srebrem rywalizację zakończył Paweł Skrzecz.
Cała rozmowa na pod adresem: https://wideo.pap.pl/videos/75750/
źródło: PAP