Wyrok dla Dody. Sąd nie miał wątpliwości, kto zlecił zastraszanie Haidara

Kulisy jednego z najgłośniejszych konfliktów w polskim show-biznesie właśnie ujrzały światło dzienne. Akta sądowe i zeznania w sprawie Dody i Emila Haidara ujawniają sensacyjne szczegóły ich burzliwego związku i walki w sądzie. Jak wyglądały kulisy „gangsterskich” porachunków, które miały na celu wywarcie presji na byłego partnera piosenkarki?
Choć wyrok zapadł już w styczniu, teraz Gazeta.pl dotarła do akt sprawy, które rzucają nowe światło na jedną z najbardziej burzliwych i sensacyjnych spraw w polskim show-biznesie. Dorota Rabczewska, znana jako Doda, została skazana na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Jej były mąż, producent Emil Stępień, usłyszał wyrok pół roku bezwzględnej odsiadki. Sprawa dotyczy prób zastraszenia byłego narzeczonego wokalistki, Emila Haidara.
Początki tej historii sięgają 2014 roku, kiedy Doda związała się z Emilem Haidarem. Związek trwał krótko i zakończył się gwałtownie. Wokalistka oskarżała partnera o nadużywanie alkoholu, a tuż po rozstaniu doszło do pierwszego incydentu – porysowania samochodu należącego do firmy brata Haidara. Straty oszacowano na niemal 15 tysięcy złotych.
To był dopiero początek. Haidar oskarżył Dodę o szantaż. Twierdził, że artystka zbierała kompromitujące nagrania – na których rzekomo widać go w stanie nietrzeźwości i w sytuacjach intymnych – i groziła ich ujawnieniem, jeśli nie przyzna się rodzinie do uzależnień od alkoholu i narkotyków. – „Nie jestem ani alkoholikiem, ani narkomanem” – zapewniał biznesmen.
Doda z kolei utrzymywała, że jej działania miały charakter „terapii szokowej”, inspirowanej programami o uzależnieniach. W jednej ze spraw została już w 2018 roku skazana na grzywnę 12,5 tys. zł. Ale najpoważniejszy wątek sprawy miał dopiero wyjść na jaw.
W grudniu 2016 roku do siedziby firmy Haidara wkroczyli czterej mężczyźni – ochroniarze, były strażak oraz Marcin K., określany w aktach jako „rencista”. Haidar twierdził, że domagali się miliona złotych w zamian za niepublikowanie kompromitujących materiałów i „święty spokój”. Spotkanie nagrał i powiadomił policję.
Tłumaczenia uczestników akcji brzmiały jak z kiepskiego thrillera. Marcin K. utrzymywał, że przyjechał do Haidara na rozkaz oficera Armii Amerykańskiej i że pozostaje w stałym kontakcie z prezydentem Donaldem Trumpem. – „Nie groziłem popełnieniem przestępstwa, chciałem tylko, żeby przeprosił Dorotę Rabczewską” – przekonywał. Biegli nie stwierdzili u niego choroby psychicznej, jedynie ograniczoną zdolność do rozpoznania czynu.
Inni uczestnicy „akcji” twierdzili, że zostali wciągnięci w coś, czego nie rozumieli. Jeden z nich sądził, że to tylko rutynowe zlecenie ochroniarskie, inny – że chodziło o pomoc kobiecie będącej ofiarą stalkingu. Wszystko miało wskazywać, że za całą operacją stał Emil Stępień, a Doda o wszystkim wiedziała.
Śledczy ustalili, że Stępień przez siatkę znajomych i pośredników – w tym wcześniej karanego za oszustwa Marka W. – dotarł do Jerzego Ch., a ten z kolei wynajął „ludzi do rozmowy” przez Jacka M., właściciela firmy ochroniarskiej. Na kartce zleceniowej zapisano dane Haidara. – „Sprawę trzeba załatwić szybko. Pani zlecająca się niecierpliwi” – usłyszał jeden ze świadków.
Zeznania wskazywały, że rozmowa z Haidarem miała być „konkretna”, a nawet sugerowano zabranie broni, która miała „wystawać spod marynarki”. Grożono ujawnieniem nagrań, które rzekomo przedstawiały Haidara w kompromitujących sytuacjach. – „Marek się śmiał, że jak będzie trzeba, to puszczą to na telebimie w centrum Warszawy” – relacjonował jeden z uczestników akcji.
Po latach zaprzeczania, że miała z tym cokolwiek wspólnego, sąd orzekł: Doda wiedziała o planach i zaakceptowała działania, które miały na celu wywarcie presji na Haidara. Uznano ją za winną zlecenia gróźb bezprawnych.
Wyrok? Rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata oraz obowiązek zapłaty 20 tysięcy złotych zadośćuczynienia byłemu partnerowi. Stępień usłyszał wyrok pół roku pozbawienia wolności bez zawieszenia. Oboje nie odwołali się od orzeczenia – jest ono prawomocne.
– „Zgooglujcie sobie tych gangsterów. Bardziej przypominają emerytowanych ochroniarzy w sweterkach” – ironizowała później Doda. Dla sądu nie miało to jednak znaczenia. Bo choć cała sprawa może przypominać kiepską komedię, konsekwencje dla wszystkich zaangażowanych okazały się jak najbardziej realne.
Źródło: Republika
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X