Zbyt ostra reakcja policji podczas Marszu Niepodległości?
Funkcjonariusze używali pałek, gazu łzawiącego i pieprzowego oraz broni gładkolufowej z gumowymi kulami. Na wniosek policji marsz został rozwiązany przez stołeczny ratusz, ale mimo tego jego uczestnicy przebyli całą zaplanowana trasę. Starcia zakończyły się zatrzymaniem dla 72 osób. 14 uczestników, w tym 12 policjantów, zostało rannych
Osoby zatrzymane w czasie zajść są podejrzane o napaść na funkcjonariuszy, chuligaństwo i niszczenie mienia.
Do pierwszych starć doszło niedługo po rozpoczęci marszu w centrum miasta - na ul. ks. Skorupki i Wilczej. Mieszkańcy skłotów Przychodnia i Syrena starli się tam z grupą osób uczestniczących w marszu. Po tym, jak organizatorzy i służba porządkowa marszu starali się powstrzymać agresywne zachowania grupy demonstrantów i zaprowadzić porządek, zaczęła interweniować policja.
Po godzinie 17 Marsz został rozwiązany na żądanie policji. Zatrzymane osoby zostały przewiezione do policyjnych aresztów m.in. przy ulicy Wilczej, gdzie zostaną przesłuchane. Odpowiedzą m.in. za czyny chuligańskie. Atakowana była także ochrona marszu, która usiłowała przeciwdziałać incydentom i rozdzielać walczących.
Prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Witold Tumanowicz przekonywał, że po stronie uczestników i organizatorów nie leży żadna wina za przebieg wydarzeń. Dodał, że "z punktu widzenia bezpieczeństwa decyzja o rozwiązaniu marszu nie miała żadnego znaczenia", zaś - w jego ocenie - straż marszu poradziła sobie bardzo dobrze. Wcześniej Tumanowicz apelował, by nie było asysty policji podczas marszu i by zwarte oddziały policji nie znajdowały się w zasięgu wzroku manifestantów. Zapowiadał, że porządku będzie pilnowało kilkuset wolontariuszy - straż Marszu Niepodległości. Ostatecznie okazało się, że nie byli oni w stanie opanować agresorów.
Marsz zorganizowany został przez Stowarzyszenie "Marsz Niepodległości" we współpracy z Młodzieżą Wszechpolską i Obozem Narodowo-Radykalnym, z okazji 11 listopada. Według organizatorów, uczestniczyło w nim kilkadziesiąt tysięcy osób.
dch, PAP, fot. Telewizja Republika