Religię ze szkół próbuje właśnie wyrugować Belgia. Czy taki sam los czeka religię w polskich szkołach? Niektóre wypowiedzi hierarchów są chwilami bliższe duchowi „świeckiej szkoły”, niż nauczania Jana Pawła II.
Wielka niemalże narodowa dyskusja na temat obecności lekcji religii w szkołach przetoczyła się w ostatnich miesiącach przez polskie media. Wszystko za sprawą inicjatywy obywatelskiej „Świecka Szkoła”, której celem było doprowadzenie do sytuacji, w której państwo polskie nie finansowałoby lekcji religii w szkołach (obowiązek ten na państwo nakładają zapisy konkordatu). W rzeczywistości oznaczałoby to powrót katechezy do salek parafialnych, tak jak to było w czasach głębokiego PRL-u.
Zwolenników takiego rozwiązania nie brakuje także wśród katolików. Argumentują, że zmiana miejsca podniosłaby rangę nauczania tego przedmiotu, że nie ginąłby on wśród wielu innych, a poza wszystkim lekcje religii odbywałby się w przestrzeni sakralnej, w sąsiedztwie świątyni. I to wszystko prawda, tylko czy chodzi tylko o miejsce, czy też o kwestię dostępności katechezy? Portal Deon.pl przypomniał wypowiedź biskupa Grzegorza Rysia na temat szkolnej katechezy. Wypowiedź ważną z pewnych powodów, ale wzbudzającą także pewien niepokój.
Biskupowi Rysiowi zostało zadane pytanie odnośnie do szkolnej katechezy. Zdaniem pytającego, ona nie zachęca do pogłębiania wiary, tylko do niej zniechęca. I poprzez nauczane na katechezie treści, i poprzez postawę katechety. Do tak postawionego pytania odniósł się bp. Ryś: „Kłopot nie jest w tym, czy Kościół ma plan, tylko kłopot jest z nami, którzy tej religii uczymy. Sam mówiłeś o tym, że nie raz sposób i nie raz ludzie zawodzą. Może być najlepszy program, który człowiek położy. Z drugiej strony Pan Bóg wzywa do kapłaństwa rozmaitych ludzi, wcale niekoniecznie najzdolniejszych we wszystkim. I każdy ma swoje ograniczenia. Jedni robią rzeczy lepiej, jedni robią rzeczy gorzej”. Tak bowiem, jak są różni nauczyciele innych przedmiotów, tak samo są różni katecheci. Jedni zafascynują uczniów, zachęcą do własnych poszukiwań, podsuną dodatkowe lektury, zainspirują do dalszych poszukiwań. Inni zniechęcą, bo ich lekcje są nudne, a oni sami sprawiają wrażenie, jakby uczyli w szkole przez pomyłkę. Każdy z nas spotkał się z takimi pedagogami, ale raczej nikt nie formułował propozycji, by wyrzucić ze szkoły lekcje chemii czy fizyki, bo jest słaby nauczyciel, albo nieadekwatny do oczekiwań uczniów program. Tymczasem tak dzieje się z religią. Rozwiązaniem ma być powrót do salek parafialnych. Tyle że to żadne rozwiązanie. Że nie wspomnę, że to całkowite zatracenie tych ideałów, które przyświecały choćby Janowi Pawłowi II, wielkiemu orędownikowi powrotu katechezy do polskich szkół.
Poniekąd takie rozwiązanie postuluje bp Ryś. Katechezę, która prowadzi do chrześcijańskiego wtajemniczenia, należy wyrwać ze szkół i przenieść do parafii. I nie ukrywam, że zdanie to, które zostało wybrane na lead tekstu, wzbudziło pewien mój niepokój. Za chwilę jednak biskup doprecyzował, co dokładnie miał na myśli: „Najważniejszym fragmentem katechezy jest ten, który przygotowuje człowieka do sakramentów: czyli do Eucharystii i do bierzmowania. Jestem przekonany, że ta katecheza nie powinna być w szkole. Ona się musi odbywać w środowisku, które jest środowiskiem wiary. Szkoła nie musi być środowiskiem wiary. Są miejsca, gdzie jest”.
Mam jednak wrażenie, że to się już dzieje. I przygotowanie do Pierwszej Komunii Świętej, i przygotowanie do sakramentu bierzmowania ma miejsce w parafii. A w zasadzie odbywa się dwutorowo – i w szkole podczas lekcji religii, i w kościele podczas przygotowujących do tych sakramentów spotkań. I w tym przypadku nie ulega wątpliwości, że szkolna katecheza to za mało, by solidnie i na poważnie przygotować się do właściwego rozumienia i przeżywania tych sakramentów. Ten wysiłek włożony i przez dzieci, i rodziców, i katechetów, i księży z parafii po prostu zaprocentuje. I w tym przypadku zgadzam się z biskupem Rysiem.
Niemniej jednak trzeba być bardzo ostrożnym i ważyć słowa, by nie wkradały się w nie dwuznaczności, które są wodą na młyn dla tych wszystkich, którzy najchętniej z powrotem lekcje religii zamknęli w parafialnych salkach. Katecheza, choć jest przygotowaniem do tych dwóch sakramentów, do tegoż przygotowania się nie ogranicza. Jest czymś znacznie, znacznie więcej. Wyrzucenie jej poza szkołę wielu uczniów pozbawia możliwości realnego w niej uczestnictwa (choćby kwestie logistyczne). A jak na razie jest ono jednak w polskich szkołach powszechne. W ubiegłym roku szkolnym z katechezy w szkole korzystało 87 proc. dzieci i młodzieży (to dane Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski). Pomijam teraz motywy, dla których rodzice posyłają dzieci na katechezę – czy to tylko przyzwyczajenie i strach przed tym, co powiedzą inni, kiedy nasze dziecko na katechezę chodzić nie będzie, czy wypływa to faktycznie przeżywanej wiary i chęci przekazania jej dzieciom także podczas szkolnej katechezy. Warto zauważyć, że katecheza, jeśli jest dobrze prowadzona, to również doskonałe wprowadzenie w kulturę, w której żyjemy. Nie można zapomnieć, że to właśnie chrześcijaństwo leży u fundamentów choćby Europy.
Dlatego walcząc o dobre przygotowanie do Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania, nie przegrajmy szkolnej katechezy. Bo dla wielu uczniów to jedyne miejsce, w którym usłyszą o Jezusie Chrystusie.
Małgorzata Terlikowska
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
Kurski: jednego dnia Sutryk popiera Trzaskowskiego, drugiego przychodzi po niego CBA. To sprawka Tuska.