„Newsweek” wziął na celownik warszawski Szpital św. Zofii, bo tam kobiety mogą urodzić dziecko drogami natury mimo wcześniejszego cesarskiego cięcia: I - o zgrozo - na taki poród decydują się - jak twierdzi dziennikarka tygodnika - głównie katoliczki. Wniosek? „Bóg zesłał Szpital Świętej Zofii po to, żeby katoliczki mogły doświadczać dobrodziejstw „jedynie właściwego porodu”” - pisze dziennikarka „Newsweeka”.
Sprawą zajęła się dziennikarka z 25-letnim stażem Elżbieta Turlej. W komentarzu "Rodzic po bożemu", dostępnym na internetowej stronie tygodnika, przypomina ona, że tej warszawskiej placówce przyświeca misja: „W duchu ideałów św. Zofii kierujemy się wiarą, nadzieją i miłością”. Rozumiem, że słowo „wiara” podziałało na dziennikarkę piszącą test wręcz elektryzująco, bo już nie wspomniała o kolejnej części misji placówki, czyli: „dając swe serce, wiedzę i doświadczenie, pomagamy w poznaniu szczęścia rodzicielstwa, ofiarujemy ulgę w cierpieniu i radość powrotu do zdrowia”. Szpital ten ta od lat słynie bardzo dobrą opinią i zdecydowanie wyróżnia się na tle innych warszawskich porodówek. Stawia na porody naturalne, czego przykładem jest choćby pierwszy w Warszawie dom narodzin (711 porodów w 2016 roku). I kobiet, które chciałyby tam urodzić, naprawdę nie brakuje. Ze statystyk dostępnych na stronie szpitala można się dowiedzieć, że w 2016 roku odbyło się tam 6868 porodów. Odsetek cesarskich cięć to 30,46 procent, a umieralność okołoporodowa - 3,58 promilla (czyli poniżej średniej krajowej, która wynosi 4,5 promilla).
Szpital też oferuje możliwość porodu naturalnego po wcześniejszym cesarskim cięciu. Jeśli nie ma przeciwskazań medycznych - jest taka możliwość. Niedawno na fun page’u placówki na Facebooku pojawiła się informacja, że dziecko drogami natury urodziła tam kobieta po dwóch wcześniejszych cięciach: „Ogromna determinacja i siła Pani Doroty onieśmielają nas! Jest Pani naszą bohaterką! Nasz Szef powiedział, że ten wysiłek jest porównywalny do zwycięstwa w triathlonie na dystansie Ironman”. Ta informacja wystarczyła już, by „Newsweek” wytoczył swoje działa przeciwko tej warszawskiej placówce. Elżbieta Turlej nawet postawiła tezę, że to wszystko po to, by katoliczki miały gdzie rodzić "po Bożemu", czyli - tak jest napisane w Biblii - w bólach. Jej dziennikarskie śledztwo wykazało także, że mamy, które zdecydowały się na poród siłami natury po wcześniejszych cesarkach to katoliczki. „W ubiegłym roku w ten sposób przyszło na świat 10 dzieci. W większości to kobiety po 2 cesarkach. Najwięcej przyjezdnych, z Lublina. Głównie głęboko religijnych. Z Lublina pochodzi też tegoroczna rekordzistka: kobieta, która zdecydowała się na poród naturalny po trzech cesarskich cięciach. Na co dzień jest związana ze znaną w Lublinie wspólnotą religijną, dla której jej sukces stał się dowodem na cudowną moc Jezusa” - czytamy w „Newsweeku”.
I dalej roztacza swoje kasandryczne wizje dziennikarka: „Statystyki są bezlitosne. U kobiet, które wcześniej rodziły przez cesarskie cięcie (cc) i decydują się na poród naturalny ryzyko pęknięcia macicy wzrasta siedmiokrotnie. Ryzyko śmierci dziecka – w porównaniu z porodem cc – wzrasta trzykrotnie. Nie ma danych dotyczących pęknięcia blizny po cc, ale wiadomo, że tego rodzaju wysiłek temu sprzyja. Dlatego położnicy powtarzają: lepiej nie ryzykować. Poród naturalny po cesarskim cięciu należy rozpatrywać tylko po jednym cc. Z zagojoną prawidłowo blizną po cięciu, najlepiej wykonanym poziomo, w dole brzucha, z dwuletnim odstępem po ostatniej ciąży. I ze świadomością, że ryzyko jest zawsze”. No proszę, ależ odkrycie. Szkoda tylko, że pani Turlej nawet się nie zająknęła, że warszawski szpital św. Zofii to nie podrzędna placówka, tylko nowoczesna, doskonale wyposażona, i jeśli kobiety wybierają ten szpital, by ich dzieci przyszły na świat drogą naturalną, to właśnie ze względów merytorycznych, a nie ideologicznych, jak próbuje przekonywać „Newsweek”. Decyzja o porodzie naturalnym po cc nie jest podejmowana przez kobietę, o tym ostatecznie decyduje doświadczony lekarz (najczęściej ordynator), który bierze pod uwagę nie tylko wolę pacjentki, ale przede wszystkim aspekty medyczne. Niestety pani Turlej nie przytoczyła żadnych statystyk dotyczących szpitala św. Zofii. Nie dowiemy się więc z tekstu, ile prób porodu naturalnego po cc zakończyło się kolejnym cc, ile pękniętą blizną, a ile śmiercią pacjentki czy dziecka. Skandalem jest już sama możliwość wyboru takiego porodu. Możliwość wyboru, o który tak bardzo toczą boje choćby dziennikarki „Newsweeka”. Możliwość wyboru, która od zawsze przyświecała choćby twórcom akcji „Rodzic po ludzku”. Jeśli nie ma przeciwskazań, to dlaczego kobieta nie może urodzić naturalnie? Przecież taki poród jest lepszy i dla dziecka i dla matki. I mogę powiedzieć to z czystym sumieniem, jako kobieta, która doświadczyła i porodu naturalnego i cesarskiego cięcia. I naprawdę jestem w stanie zrozumieć, że kobiety chcą doświadczyć porodu fizjologicznego. I jeśli placówka oferuje taką możliwość, to z niej korzystają.
Rozumiem, że tygodnik podniósłby larum, kiedy kobiety umierałyby na potegę po takich próbach, albo były do takich porodów wręcz zmuszane. Ale w przypadku szpitala św. Zofii nie ma mowy o takich praktykach. Rodzące są w fachowych rękach, nad ich bezpieczeństwem i bezpieczeństwem rodzącego się dziecka czuwa świetny personel. A porób w sposób naturalny to ich wybór.
O co więc chodzi? Na czym polega ten skandal, dla opisania którego miejsce na swoich łamach dał tygodnik „Newsweek”.? Czy naprawdę o to, że szpital daje kobiecie możliwość doświadczenia porodu fizjologicznego mimo wcześniejszego cięcia? Raczej wątpię. Bo nie ma w tym nic skandalicznego. Cały komentarz „Newsweeka’ utrzymany jest bowiem w tonie, który jednoznacznie sugeruje, że placówkę tę do porodu chętnie wybierają katoliczki, które w zasadzie już nie mają czego szukać w szpitalu św. Rodziny, który dołączył do placówek dokonujących aborcji. Czy to więc przestroga dla kolejnego szpitala i dla jego dyrekcji. Czy po rozdmuchaniu afery z prof. Chazanem, teraz media próbują wywęszyć kolejną aferę ze szpitalem św. Rodziny w roli głównej?
Dyrektor szpitala św. Zofii odmawia komentarzy na tematy okołoaborcyjne, więc na tym polu zaatakować go nie można. Ale jak się chce, to usłużni dziennikarze znajdą inny powód, ot choćby taki, że w placówce kobiety mogą doświadczyć – po wcześniejszych cesarkach – dobrodziejstw „jedynie właściwego porodu”. A to wszystko dzięki Bogu, który taką placówkę dał katoliczkom. Przyznają państwo, że to argument co najmniej bezsensowny. Ale to nie ma znaczenia. Ważne, że można „przyłożyć” katolikom. I odebrać ostatnią warszawską placówkę z rąk ludzi, dla których rolą lekarza jest leczyć, a nie zabijać.