Gościem Aleksandra Wierzejskiego w poranku w Telewizji Republika był Paweł Terlecki - radny miasta stołecznego Warszawa, PiS. Rozmowa dotyczyła dzikiej reprywatyzacji w Warszawie. – Pan redaktor jest bardzo łaskawy nazywając to dziką reprywatyzacją. Ja nazywam to wprost - jest to złodziejstwo. To działalność mafii, czy siatki ludzi, która wzięła sobie cel nieruchomości warszawskie, których stan prawny był co najmniej dyskusyjny. Za pomocą różnych kruczków prawnych ukradła nam nieruchomości warte mnóstwo pieniędzy - mówił Terlecki.
"Chmielna 70 jest jednym z wielu przykładów takich nieruchomości"
– Chmielna 70 jest jednym z wielu przykładów takich nieruchomości. Znane są inne nieruchomości, które urzędnicy miasta stołecznego w Warszawie w swojej łaskawości zwrócili z rażącym naruszeniu prawa - powiedział Terlecki.
– Po tylu latach możemy jedynie spekulować, jak to się odbywało - mówił o zawetowaniu ustawy o reprywatyzacji w 2001 roku przez Aleksandra Kwaśniewskiego Paweł Terlecki. - Oficjalnym powodem tej decyzji był fakt, że te odszkodowania były zbyt wysokie i skarbu państwa nie byłoby stać na ich wypłatę. Moim zdaniem otworzyło to drogę do tego złodziejstwa, które dzieje się dzisiaj - mówił radny PiS.
"Bodajże 2011 roku były dyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami pan Marcin Bajka udzielił wywiadu, w którym powiedział dokładnie to, co jest dzisiaj"
– Bardzo dziwi mnie reakcja zarówno władz państwowych, jak i miasta stołecznego Warszawy. Bodajże w 2011 roku były dyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami pan Marcin Bajka udzielił wywiadu, w którym powiedział dokładnie to, co jest dzisiaj - opowiadał o kuratorach i niemożności miasta stołecznego Warszawy w weryfikacji tych problemów. Chodziło m.in o ustanowienie kuratorów dla osób, które nie wiadomo, czy żyły. Po tym wywiadzie powinna się przetoczyć jakakolwiek dyskusja, ale ten wywiad przeszedł bez echa. Polecam jego lekturę. Pan dyrektor zwrócił wtedy uwagę na problemy, które dziś się spotęgowały, ale oczywiście trwały rzez lata - podkreślił Paweł Terlecki.
– Znam przypadek, w którym rodzina starała się o zwrot nieruchomości ponad 20 lat. Nagle ktoś przychodzi i mówi, że jest reprezentantem kancelarii i chętnie kupi te roszczenia za np. 20 tys. zł. Takich przypadków było mnóstwo. Potem zwrot tej nieruchomości następował nieomal w ciągu pól roku - mówił Terlecki.