Jerzy Owsiak postanowił napisać do mnie list. O tym, że jestem złym człowiekiem, że nic nie wiem o leczeniu dzieci, i że on i jego dziewczyny świetnie bawiły się na czarnych manifestacjach, i że te ostatnie były „najpiękniejszym obywatelskim poniedziałkiem w nowej rzeczywistości”.
Trudno mi oczywiście polemizować z tezami o tym, że jestem bardzo złym człowiekiem (zapewne tak jest), albo łobuziakiem (tu zaskakuje mnie, co najwyżej dość patriarchalny ton Jerzego Owsiaka). Nie bardzo potrafię zrozumieć, dlaczego mam się tłumaczyć za wypowiedzi ministrów tego rządu, albo ze słów, których nie wypowiedziałem (nie zmuszałem nikogo do zakładania czegokolwiek). Jeszcze trudniej mi poradzić sobie z poezją jaką nasycony jest ten list („jak będą się Panu już paliły stopy i poczuje Pan ogień na plecach, zawsze uchylę Panu w tej nagłej ucieczce z życia drzwi. Taki jestem), bo niestety nie wiem, co autor miał na myśli. Ale skoro już ten list został napisany, to nie mogę nie zadać jego autorowi kilku pytań. Tak, aby zrozumieć, o co w tym wszystkich chodzi.
Zacznijmy od pytania podstawowego, dlaczego mamy pomagać dzieciom, które już się narodziły, a te, które jeszcze pozostają w łonach matek mogą być zabijane? Czym różni się noworodek urodzony w 24 lub 25 tygodniu ciąży i ratowany, także za sprawą sprzętu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, od tego, który ma dwadzieścia trzy tygodnie i podejrzewany jest o Zespół Downa? Dlaczego jednego z nich można zabić, i to w dość okrutny sposób, a drugiego nie? Co jest granicą pozwalając uznać władzę nad życiem i śmiercią dziecka? Narodziny czy jakiś inny moment? Dlaczego, bo tego naprawdę nie potrafię zrozumieć, człowiek, który robi wiele (niezależnie od wszystkich różnic potrafię to docenić) dla ratowania życia i zdrowia dzieci, angażuje się w protesty, których celem jest zachowanie prawa do likwidowania dotkniętych Zespołem Downa osób albo dzieci z nieodpowiednim pochodzeniem? Jak człowiek, który tak mocno podkreśla swoją empatię, może nie dostrzec, że w całym tym sporze nie chodzi o prawa kobiet, ale o fundamentalne prawo do życia niewinnych, maleńkich istot ludzkich?
Rozumiem, że kobiecie może się czasem wydawać, że znajduje się w sytuacji bez wyjścia, mam świadomość, że faceci czasem zachowują się nieodpowiedzialnie i okrutnie, pozostawiając kobiety same sobie, wiem, że czasem spotykają nas sytuacje tragiczne i związane z cierpieniem zarówno matki i ojca, jak i samego dziecka. To wszystko prawda i warto o tym pamiętać, gdy dyskutujemy o aborcji. Ludzkie życie jest skomplikowane. Ale w niczym nie zmienia to faktu, że poza wszystkimi okolicznościami jest jeszcze inny człowiek. Istota o wyjątkowym potencjale rozwoju, ktoś wraz z kim – jeśli się go pozbędziemy – zginie cały świat. To z jego powodu, pamiętając o tym podmiocie sprawy jaką jest aborcja, ja czy moja żona, ale także 600 tysięcy innych osób, angażujemy się w obronę życia. Czasem – biję się w swoje piersi – robię to nieporadnie; niekiedy – za co przepraszam – urażając innych; ale zawsze ze świadomością, że ktoś musi być głosem tych niewinnych istot ludzkich. Pan ratuje narodzone, ja pragnę robić wszystko, aby inne dzieci, też wspaniałe i z pewnością – gdyby dane im było się narodzić – kochane przez rodziców, mogły się narodzić. Nie chcę ograniczać wolności kobiet, a jedynie przypominam, że ta wolność kończy się, gdy zaczyna się wolność kogo innego. Nie wymagam od nikogo heroizmu, a jedynie przypominam, że życie czasem stawia nas wobec heroicznych wyborów, a ucieczka przed nimi – choć nikt z nas, dopóki sam ich nie doświadczy, nie wie, jakby się zachował – nie jest rozwiązaniem. Rozwiązaniem jest natomiast pomoc. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy – choć w wielu kwestiach się nie zgadzamy – pomaga. Szkoda tylko, że wzrok miłosierdzia WOŚP nie sięga, do dzieci, które jeszcze się nie narodziły. One też potrzebują pomocy, im także trzeba służyć. I do tego Pana zachęcam.
Wierzę, że gdy spotka pan obrońców życia, a ja znam ich wielu, wspaniałych ludzi, którzy nie tylko hasłami, ale życiem i pomocą służą matkom i dzieciom w dramatycznej sytuacji, to zmieni pan zdanie w sprawie obrony życia. Zachęcam do spotkania, nie ze mną, bo ja rzeczywiście jestem złym człowiekiem, ale z ks. Tomaszem Kancelarczykiem czy siostrą Magdaleną Krawczyk, antonianką, którzy służą życiu. Oni pokażą, jak walczyć o tę sprawę i zachęcą Pana do włączenia się we wspaniałą sprawę obrony życia. Każdego życia. Zapewniam, że po białej stronie też jest fantastyczna atmosfera, a człowiek ma poczucie, że służy wielkiej sprawie. Wolność jest ważna, ale nie ma jej bez życia. A to właśnie „biali” jemu służą. Tak więc Panie Jerzy zapraszam do nas. Zapewniam, że drzwi po tej stronie zawsze są otwarte, a łobuziaki i źli ludzie z radością powitają pana po stronie białych.
Tomasz P. Terlikowski
–-
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Owsiak obraźliwie pisze do Terlikowskiego: Uważam Pana za bardzo złego człowieka