Senan Molony – wydawca działu polityka „Irish Daily Mail”, od lat zajmujący się tragedią Titanica – opowiada w wywiadzie dla tygodnika "Gazeta Polska" o swojej fascynacji tą historią i o planowanych badaniach, mogących wreszcie wyjaśnić przyczynę zatonięcia liniowca.
Magdalena Łysiak: Jest Pan jednym z największych ekspertów od Titanica, napisał Pan wiele książek, zrealizował dużo dokumentów telewizyjnych. Jak zaczęła się ta pasja?
Senan Molony : Kiedy miałem mniej więcej 10 lat, przeczytałem o katastrofie w magazynie „Look & Learn”. Byłem zszokowany, że największy statek, jaki kiedykolwiek zbudowano, mógł zatonąć w swojej dziewiczej podróży, i to w tak niezwykłych okolicznościach. Nieprawdopodobieństwo tego zdarzenia zadziwia mnie zresztą do dziś... Później, kiedy byłem nastolatkiem, przeczytałem wybitną powieść Waltera Lorda „Pamiętna noc”. Mimo że książka zawiera masę błędów merytorycznych i przeinaczeń, czyta się ją z zapartym tchem. To były moje pierwsze spotkania z historią Titanica.
(...)
Pana najnowsza teoria zakłada ponowne przyjrzenie się pożarowi składów węgla, który miał miejsce przed wypłynięciem w rejs, a który zlekceważono. Jak Pan do tego doszedł?
O pożarze było wiadomo od zawsze, ponieważ tuż po katastrofie British Inquiry, komisja do spraw wraków, prowadziła śledztwo w tej sprawie, ale stwierdziła, że nie miał on wpływu na tragedię. Przejrzałem jeszcze raz zdjęcia kadłuba Titianica wykonane przez inżyniera Kempstera. Zauważyłem dużą ciemną plamę w miejscu pożaru. Stwierdziłem też, że kiedy w kwietniu 1912 r. ocaleni członkowie załogi zeszli na ląd w Nowym Jorku, „New York Tribune” oraz inne gazety pisały, iż „każdy uratowany twierdził, że Titanic się palił” podczas swojej dziewiczej podróży. To było niesamowite! O tych relacjach zapomniano, choć powtarzano, że pożar odegrał niemałą rolę w zatonięciu. Ale gdy British Inquiry oznajmiła, że nie był on aż tak ważny, wszyscy zaakceptowali te wyniki śledztwa jako oczywisty fakt. Choć ta sama komisja wielokrotnie mijała się z prawdą, na przykład stwierdziła, że statek nie przełamał się na dwie części, a przecież tak się stało, oraz że zatonięcie spowodowała szeroka na 300 stóp dziura w kadłubie, którą miała wyrwać góra lodowa. Badania wraku na dnie morza wykonane sonarem pokazały, że nie było aż tak wielkiej dziury. Coś więc innego musiało być powodem tak szybkiego – w 2 godziny i 40 minut – zatonięcia statku.
Co dalej w związku z Pana odkryciem? Czy planowane są jakieś badania?
Ekspert do spraw energii cieplnej w Imperial College w Londynie, dr Guillermo Rein, szuka sponsorów, żeby zbudować pełną replikę składów węgla wraz z odtworzeniem stali o identycznym skladzie i „zrekonstruować” sam pożar. Dzięki temu będziemy mogli zobaczyć, co się naprawdę stało. Wezmę udział w tym projekcie, który co prawda może potrwać kilka lat, ale rezultaty takiego doświadczenia na pewno będą bardzo ciekawe! Przypominam, że badania pożaru z 1912 roku nie były prowadzone pod kątem naukowym. Mam nadzieję, że ten eksperyment pomoże ustalić prawdę o zatonięciu Titanica.
CAŁOŚĆ CZYTAJ W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA "GAZETA POLSKA"