- Kiedyś pojechałem do rodziny, w której mąż od samego początku małżeństwa uprawiał okultyzm. W noc poślubną pokazał żonie małą drewnianą głowę z włosami i opowiedział jej, że to są włosy zmarłej osoby, które wciąż rosną – opowiada w przejmującej książce „Padre Jarek od św. Szarbela” ks. Jarosław Cielecki, bliski współpracownik Jana Pawła II, popularyzator kultu św. Szarbela.
Jak mówisz, twój wielki opiekun św. Szarbel wypędzał także złe duchy. Dlaczego teraz tak nieliczni kapłani to robią
Bo niestety sprowadzamy – my, księża, ale także szerzej, katolicy – Ewangelię tylko do pewnej opowieści, narracji, historii, a nie dostrzegamy w niej prawdy o życiu – nie tylko Jezusa, ale i naszym. Szarbel natomiast uczy nas całkowitego spełnienia, dostrzeżenia, że Bóg działa przez nas, przeze mnie i przez ciebie, a przede wszystkim przez kapłanów. Niestety księża często zwyczajnie boją się nakładać ręce, modlić się w ten sposób nad wiernymi, a w wielu diecezjach nawet tego zabroniono.
Księżom? Dlaczego?
Tak jest w niektórych włoskich diecezjach. Biskupi czy kurialiści obawiają się, że takiej modlitwie, nałożeniu rąk mogą towarzyszyć jakieś zewnętrzne znaki. (…) A tymczasem ze Włoszech około dwudziestu milionów ludzi ma problemy z okultyzmem…
Na osiemdziesiąt milionów?
Tak. To jedna czwarta. A zaczynało się całkiem niewinnie, na przykład od uczestnictwa w seansach spirytystycznych, astrologii, ezoteryki, bioenergoterapii, masaży wschodnich.
Pamiętam, jak po raz pierwszy na prośbę biskupa zamojskiego sprawowałem egzorcyzm nad młodą, piękną dziewczyną, prawniczką tuż po studiach. W Brazylii dostała od jakiegoś chłopaka kamień szczęścia i dopiero w trakcie modlitwy okazało się, że wcześniej był on ofiarowany Szatanowi. Trzeba więc bardzo uważać na przedmioty, które kupujemy, zwłaszcza na rynkach staroci, jakie rzeczy sprowadzamy do domu, bo pewne relacje zła mogą być nawiązywane także przez nie. Znam przypadki, że ktoś kupił świecznik do domu i zaczęły się dziać różne rzeczy – pokłócili się, porozdzielali, rozstali w małżeństwie, tak naprawdę nie znając przyczyny, nie wiedząc, co się naprawdę wydarzyło.
Jeszcze groźniejsze mogą być relacje z ludźmi, którzy przedstawiają się jako „przebudzeni”, „oświeceni”. Znałem osoby, które wyjeżdżały do Indii do Sai Baby, który dawał im specjalny proszek do połknięcia, ofiarowywał im kadzidła, a także swoje zdjęcie i prosił, żeby je codziennie okadzali. I zaczynały się ich potężne problemy duchowe, bo okazało się – o czym mówił o. Amorth – że Sai Baba żył w Szatanie, że Lucyfer żył w nim. Jeśli ktoś okadzał jego zdjęcie, to w istocie oddawał kult Szatanowi. A on „odwdzięczał się” tym ludziom, choćby przywracając ich do zdrowia albo ofiarowując bogactwo, ale jednocześnie głęboko ich zniewalając duchowo, opętując. Coś za coś.
A Ty miałeś kiedyś taką sytuację?
Ja nie jestem egzorcystą, ale oczywiście – za zgodą biskupa – uczestniczyłem w egzorcyzmach. I pamiętam bardzo trudne przypadki. Kiedyś pojechałem do rodziny, w której mąż od samego początku małżeństwa uprawiał okultyzm. W noc poślubną pokazał żonie małą drewnianą głowę z włosami i opowiedział jej, że to są włosy zmarłej osoby, które wciąż rosną, a on je tylko co jakiś czas przycina. Okazało się, że jest wyznawcą Szatana, i zapowiedział, że ta główka będzie zawsze obok nich w szklance, tak długo, jak długo będą żyć. On był naprawdę opętany, wiedział, co myśli i co robi jego żona, terroryzował i bił ją i dzieci.
Byłem u nich kiedyś po kryjomu, gdy on był w pracy, i modliliśmy się z pewnym kapłanem za nią i za jej rodzinę, a ja poprosiłem Michała Archanioła, żeby zamknął przed tym mężczyzną możliwość dostrzeżenia pewnych rzeczy. Kiedy tylko wyszliśmy z jej domu, on natychmiast zadzwonił i zapytał, kto tam był. Ona odpowiedziała, że nikogo nie było. On na to: „Wiem, że było dwóch, tylko nie wiem kto, bo zostało mi to zasłonięte”. Nie wiedział także, że jesteśmy kapłanami. Straszna to była walka.
Osoba doświadczona duchowo wyczuwa zresztą Szatana z daleka. Kiedyś byłem ze swoją wspólnotą, błogosławiłem ich, i nagle zobaczyłem młodą dziewczynę, która… dziwnie się zachowywała. Nie znałem jej, ale czułem jego obecność. W autokarze spojrzałem w jej stronę i zobaczyłem, że ona kładzie palec na ustach, jakby Szatan przez nią chciał mi nakazać milczenie. Kiedy wyszliśmy na parking, ona prosiła o modlitwę; schowaliśmy się przed ludźmi i zacząłem się modlić. Jej brzuch w ciągu paru sekund urósł do rozmiarów brzucha kobiety w dziewiątym miesiącu ciąży. Wtedy po raz pierwszy byłem świadkiem, jak Szatan mówi z brzucha. Po dłuższej modlitwie brzuch wrócił do normalnych rozmiarów. Ona płakała.
Okazało się później, że była opętana od dwóch lat, przyjechała szukać uwolnienia, ale nawet wtedy Szatan nią jakoś kierował. To zresztą normalne – Szatan z tymi ludźmi rozmawia, przychodzi do nich, rozkazuje im, a oni się naprawdę boją, bo on często im mówi, że ich zabije. Służą mu więc i stają się w ten sposób jego niewolnikami. Ci ludzie naprawdę potrzebują ogromnej pomocy duchowej, a wielu księży, gdy ktoś taki się do nich zgłasza, odsyła taką osobę do psychiatry czy psychologa.
A nie powinno się tego sprawdzić na początku?
Myślę, że na początku trzeba jednak modlitwy o rozeznanie, a nie lekarza. Trzeba na to wyczulić księży, żeby zamiast odsyłać do lekarza, zaczynali od modlitwy.
Może oni po prostu nie wierzą w złego ducha?
Wielu księży nie wierzy, ale wielu innych wierzy, tylko się boją. Otwarcie mówią, że nie chcą mieć nic wspólnego z takimi rzeczami, żeby się potem diabeł do nich nie przyczepił. To jest naprawdę silny lęk. I nie jest on bezpodstawny.
Rozmawiał: Tomasz Terlikowski