- Karetka to nie taksówka - powiedział dyspozytor medyczny łódzkiego pogotowia ratunkowego i odmówił wysłania karetki do dziewczynki z odciętym kawałkiem palca.
Do wypadku na lodowisku "Bombonierka" w Łodzi doszło 30 grudnia. Jak opisuje "Dziennik Łódzki", 5-letnia Wiktoria przewróciła się na lód, a na jej dłoń najechał łyżwiarz, odcinając dziecku część serdecznego palca prawej ręki.
Jedna z kobiet dodzwoniła się na linię alarmową 112. Rozmowa została przełączona do dyspozytora medycznego, a słuchawkę przejęła matka dziewczynki.
Jak podaje kobieta, dyspozytor odmówił wysłania karetki do dziecka. - Wykrzyczał mi do słuchawki, że karetka to nie taksówka. Był nieprofesjonalny i nie widziałam sensu dalszej rozmowy z tym panem, bo najważniejszy był czas. Wiedziałam, że córce trzeba jak najszybciej przyszyć palec, bo inaczej się nie przyjmie - powiedziała pani Agnieszka "Dziennikowi Łódzkiemu".
Rodzice zawieźli dziecko do szpitala. Na miejscu byli po kilkunastu minutach, jednak zabieg odbył się blisko dwie godziny po wypadku. - Pani doktor powiedziała, że ciężko było przyszyć końcówkę palca, bo tkanka już zsiniała i zaczynała obumierać - relacjonowała pani Agnieszka.
- Dwa tygodnie później nie mogłam wytrzymać, gdy Wiktorii "na żywca" ścinano skalpelem martwicę z paluszka. Może dziecko by tak nie cierpiało, gdyby pomoc przyszła szybciej - skomentowała mama dziewczynki.
Rzecznik pogotowia przyznał, że zachowanie dyspozytora było niewłaściwe. - Porównanie karetki do taksówki, czego dopuścił się dyspozytor medyczny, nie powinno mieć miejsca. Możemy jedynie przeprosić za skandaliczne zachowanie dyspozytora - oświadczył rzecznik. Jak dodał, w WSRM przeprowadzone zostaną szkolenia psychologiczne ze wszystkimi dyspozytorami na temat prowadzenia wywiadu medycznego.
Na mężczyznę nałożono karę finansową oraz przeprowadzono rozmowę dyscyplinującą.