Redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" analizuje ciąg przeczących sobie wypowiedzi Radosława Sikorskiego na temat rozmowy między Donaldem Tuskiem a Władimirem Putinem, w której prezydent Rosji proponowała polskiemu premierowi rozbiór Ukrainy.
W poniedziałek amerykański opiniotwórczy portal "Politico" napisał, że Rosja usiłowała wplątać Polskę w inwazję na Ukrainę. Dziennikarz portalu przytoczył słowa Sikorskiego, b. szefa dyplomacji i obecnego marszałka Sejmu: "Chciał (Putin), żebyśmy uczestniczyli w podziale Ukrainy. Od lat wiedzieliśmy, że tak myślą. Była to jedna z pierwszych rzeczy, jakie Putin powiedział premierowi Donaldowi Tuskowi w czasie jego wizyty w Moskwie. Mówił, że Ukraina jest sztucznym krajem, a Lwów jest polskim miastem i dlaczego by nie załatwić tego wspólnie. Na szczęście Tusk nie odpowiedział. Wiedział, że jest nagrywany".
We wtorek rano Sikorski pytany przez dziennikarzy o wypowiedź dla "Politico" odesłał ich do wywiadu dla portalu wyborcza.pl. – Nie byłem świadkiem tej rozmowy, ale dotarła do mnie taka relacja. Słowo "propozycja" jest nadinterpretacją. Miały paść słowa, które wtedy można było wziąć za aluzję historyczną albo ponury żart – powiedział Sikorski wyborczej.pl.
Po południu tego dnia Sikorski zapytany wprost, czy się wycofuje ze stwierdzenia, że podczas wizyty Donalda Tuska w lutym 2008 roku padły słowa, które przytoczył amerykański portal, odpowiedział: "W nieautoryzowanym tekście nastąpiła nadinterpretacja, mnie zawiodła też pamięć. Po sprawdzeniu okazało się, że w Moskwie nie było spotkania premier Tusk-prezydent Putin".