W okresie rządów koalicji PO-PSL firmował najbardziej niepopularne posunięcia ekipy Tuska. To on ogłosił wydłużenie wieku emerytalnego i "równouprawnienie" w tym zakresie kobiet z mężczyznami. Kierowane przez niego PSL zapłaciło za to klęską wyborczą w 2015 roku i minimalnym pokonaniem pułapu poniżej którego ludowcy mogliby oglądać Sejm juz tylko w roli turystów. Jak się teraz okazuje miniony czas niczego Kosiniaka nie nauczył. Kamysza zresztą też.
Wymyślona przez lidera PSL wespół z Hołownią Trzecia Droga, która, jak obaj zapowiadali przed wyborami, miała być alternatywą zarówno wobec PiS jak i PO, okazała się kiełbasą wyborczą z bardzo krótkim terminem przydatności do spożycia. Trzecia Droga okazała się ostatecznie drogą wiodącą do Tuska i PO, a Kosiniak-Kamysz i Hołownia skończyli na stanowiskach wiernych pretorianów byłego "cesarza Europy". Pretorianów idących w pierwszym szeregu i firmujących najbardziej brutalne posunięcia wobec PiS.
Tu prym wiedzie Hołownia - fircyk, marionetka, który na stolcu marszałka Sejmu - "śmieszy, tumani", ale i "przestrasza". Firmowanie przez niego i przez Kosiniaka-Kamysza (bo w przypadku KO trudno by było czego innego się spodziewać) pozbawienia PiS fotela wicemarszałka trudno uznać za dobry prognostyk dla tej kadencji. Hołownia ma wszelkie dane, by zakończyć swoją "rotacyjność" totalną kompromitacją, co z pewnością ucieszy pozostającego w cieniu Tuska, gdyż odbierze niegdysiejszemu pracownikowi TVN jakiekolwiek szanse na zostanie prezydentem RP.
Będzie to z pewnością klęska, ale tylko indywidualna, którą Hołownia będzie mógł opłakiwać nad egzemplarzem konstytucji (pytanie tylko - jakiego kraju). Co innego Kosiniak-Kamysz. Bezkrytyczne firmowanie przez niego zapowiedzi Tuska o bezwzględnym zwalczaniu PiS, którym towarzyszy współudział przy wymierzonych w interes narodowy działaniach, by wspomnieć tylko ostatnie posunięcia wobec Orlenu skutkujące drastycznym spadkiem wartości akcji tego koncernu, zostaną z pewnością zapamiętane przez wyborców. A dodajmy do tego zapowiedzi zamiany traktatów UE, które oznaczają m. in. likwidację polskiego rolnictwa. W to że Tusk tej zmiany traktatów ostatecznie nie poprze wierzyć mogą tylko bardzo naiwni. W to że decyzja Tuska spotka się ze sprzeciwem Kosiniaka-Kamysza - też. Różnica między oboma politykami będzie tylko taka, że Tuska nagrodzą kolejną bardzo dobrze płatną posadką w Brukseli, a lider ludowców zapisze się w historii, jako grabarz PSL.
W przecież Kosiniak-Kamysz już kilka razy mógł "wybić się na niepodległość". Ostatnia ofertą złożoną mu przez obecny (jeszcze) obóz władzy i wspartą przez prezydenta była propozycja objęcia stanowiska premiera. Kosiniak z niej nie skorzystał. Dlaczego? Stałby się przecież wówczas politykiem nr 1 po niepisowskiej stronie, deklasując całkowicie Tuska, któremu trudno byłoby wówczas utrzymać nawet pozycję przewodniczącego PO. Tak się jednak nie stało, gdyż lider PO propozycję odrzucił.
„12 milionów ludzi nie zagłosowało tylko na Trzecią Drogę. Najwięcej zagłosowało na Koalicję Obywatelską, a my szanujemy decyzję wyborców” - tłumaczył pokrętnie w wywiadzie dla RMF FM, dodając (śmiech na sali) „to może nienaturalne w polityce, ale ja dotrzymuję umów”.
Może więc rzeczywiście syndrom sztokholmski? Przypomnijmy: jest stan psychiczny, w którym ofiara odczuwa sympatię i solidarność z osobą lub grupą przez którą jest zniewolona. Jest to reakcja na silny stres i poczucie bezradności. Objawy syndromu to między innymi usprawiedliwianie, rozumienie i pomaganie sprawcy, a także brak prób uwolnienia się lub zeznawania przeciwko niemu. Syndrom wykształca się, gdy ofiara myśli, że jej przetrwanie zależy od oprawcy i skupia się na jego pozytywnych zachowaniach.