– W ciągu ostatniej doby terroryści wspierani przez rosyjskie wojsko ostrzelali pozycje ukraińskie co najmniej 10 razy – relacjonował z Ukrainy korespondent Paweł Bobołowicz.
Jak poinformował Bobołowicz, powołując się na doniesienia ukraińskiego eksperta wojskowego Dmytro Tymczuka, do ostrzału sił antyterrorystycznych Rosjanie i terroryści użyli moździerzy i wyrzutni rakiet "Grad".
– Batalion ochotniczy "Ajdar", który już po podpisaniu zawieszenia broni wpadł w zasadzkę terrorystów, próbuje zabrać ciała swoich towarzyszy. Jednak każda taka próba kończy się ostrzelaniem przez dywersantów – relacjonował Bobołowicz.
– Ale i tak wygląda to lepiej, niż przed rozmowami w Mińsku, bo dochodzi do wymiany jeńców – dodał.
Korespondent tłumaczył, jaki jest na Ukrainie odbiór rozmów pokojowych w Mińsku.
– Ośrodek prezydencki cały czas mówi, że negocjacje pomiędzy OWBE, Rosją, Ukrainą i samozwańczymi władzami Doniecka i Ługańska to sukces prezydenta Poroszenki. Jednak jeśli rozejm zostanie przerwany, to Poroszenko zapłaci za to polityczną cenę – straci poparcie i to tuż przed październikowymi wyborami parlamentarnymi, w których jego partia jest liczącą się siłą – wyjaśnił Bobołowicz.
– Inaczej na rozejm reaguje premier Arsenij Jaceniuk. Nie wierzy w pokojowe intencje Rosji. Dlatego zapowiedział wczoraj, że jeśli zawieszenie broni zostanie przez Roję zerwane, to na Ukrainie trzeba będzie wprowadzić stan wojenny – dodał.
Pytany, dlaczego ukraińskie media podają informacje o tym, że na szczycie NATO w Newport zadecydowano o udzieleniu Ukrainie wsparcia militarnego, podczas gdy poszczególne kraje, w tym Polska, doniesienia te dementują, Bobołowicz odpowiedział: "Może chodzi o to, że Zachód nie chce drażnić Rosji albo poszczególne kraje wyłamują się z takiej deklaracji albo po prostu strona ukraińska źle zrozumiała ustalenia z Newport".