Oto kolejna część cyklu „Gazety Polskiej Codziennej” dotyczącego ustaleń podkomisji smoleńskiej przedstawionych przez ekspertów w 7. rocznicę katastrofy. Jedna z zaprezentowanych przez naukowców teorii dotyczyła licznych awarii samolotu występujących jeszcze wtedy, gdy maszyna znajdowała się na wysokości kilkudziesięciu metrów.
Jak ujawnili eksperci podkomisji smoleńskiej 10 kwietnia br., w ostatnich sekundach katastrofy, w odległości 850 m przed pasem startowym lotniska, polska skrzynka ATM-QAR zarejestrowała serię gwałtownych wstrząsów samolotu. Dwie sekundy później system ostrzegania TAWS zapisał w dzienniku usterek awarię podwozia, a czarne skrzynki – awarię wysokościomierzy radiowych.
Naukowcom udało się również odtworzyć wycięte pięć sekund z zapisu rosyjskiej skrzynki KBM11. Wynika z niego, że zanim samolot zaczął gwałtownie opadać, nastąpiła awaria lewego generatora i lewego silnika. Tupolew znajdował się wówczas na wysokości 35 m.
Ostatnimi zapisami urządzeń, do których udało się dotrzeć podkomisji smoleńskiej, są parametry znajdujące się w komputerze nawigacyjnym drugiego pilota z godziny 8.41 sekund 4 oraz 8.41 sekund 5. Samolot znajdował się wówczas kilkadziesiąt metrów przed miejscem pierwszego kontaktu z ziemią, na wysokości 6–8 m nad poziomem pasa startowego. Tuż przed całkowitą utratą zasilania system TAWS zdążył jeszcze nagrać awarię systemu nawigacyjnego. „Samolot stracił wówczas nie tylko istotną część lewego skrzydła, ale także fragmenty lewego podwozia, lewy statecznik poziomy oraz część statecznika pionowego” – ustalili eksperci. Niestety, z polskiej skrzynki ATM-QAR wycięto ostatnie trzy sekundy przed katastrofą.