Wenezuelskie władze wezwały w piątek ambasadora Hiszpanii do MSZ, oskarżając rząd w Madrycie o interwencjonizm. To kolejna eskalacja sporu dyplomatycznego po niedawnych wyborach prezydenckich w Wenezueli, których uczciwość jest powszechnie kwestionowana.
Minister spraw zagranicznych Wenezueli Yvan Gil ogłosił w mediach społecznościowych, że hiszpański ambasador Ramon Santos otrzymał wezwanie do stawienia się w MSZ, natomiast wenezuelska ambasadorka w Madrycie Gladys Gutierrez została wezwana do kraju „na konsultacje”.
Gil wyjaśnił, że powodem tej decyzji była „bezczelna, interwencjonistyczna i niegrzeczna” wypowiedź szefowej hiszpańskiego resortu obrony Margarity Robles, która określiła rządy Nicolasa Maduro w Wenezueli mianem dyktatury.
„Nie pozwolimy na żadne działania interwencjonistyczne” – zapowiedział szef wenezuelskiej dyplomacji.
Minister spraw zagranicznych Hiszpanii Jose Manuel Albares oświadczył, że szanuje „suwerenną decyzję” Wenezueli o wezwaniu ambasadorów. Dodał, że Hiszpania zabiega o „jak najlepsze relacje z bratnim narodem Wenezueli”. Odmówił odpowiedzi na pytanie, czy jego zdaniem w Wenezueli panuje dyktatura.
Po wyborach prezydenckich z 28 lipca władze Wenezueli ogłosiły, że wygrał Maduro, ale nie przedstawiły na to dowodów. Opozycja zarzuciła reżimowi sfałszowanie wyborów i opublikowała protokoły z komisji wyborczych, świadczące o wysokim zwycięstwie jej kandydata Edmundo Gonzaleza Urrutii.
W kraju wybuchły protesty, brutalnie tłumione przez władze. Zginęło co najmniej 27 osób, a ponad 2 tys. zostało zatrzymanych. Reżim nasilił prześladowania opozycji i wydał nakaz aresztowania Gonzaleza, który następnie wyjechał do Hiszpanii i wystąpił tam o azyl.
Hiszpańska Izba Deputowanych przyjęła uchwałę, w której wezwała rząd w Madrycie do uznania Gonzaleza za zwycięzcę wyborów i prawowitego prezydenta-elekta. Hiszpański rząd nie zamierza jednak zastosować się do tej rezolucji, choć nie uznał również zwycięstwa Maduro.
Źródło: PAP