Ten europejski kraj zakupami uzbrojenia w Chinach i Rosji chce straszyć Zachód!
Jak ocenia Jakub Bielamowicz, ekspert ds. Bałkanów Instytutu Nowej Europy, władze Serbii chcą kupowaniem uzbrojenia w Chinach i Rosji straszyć Zachód; Belgrad próbuje w ten sposób wymusić na USA i Unii Europejskiej przychylność wobec swoich rządów.
"W przypadku Serbii zbrojenia trwają od lat; sprzęt napływa do kraju z różnych kierunków. Zakupy są specjalnie balansowane zgodnie z założeniami polityki wielowektorowej. W ostatnich latach jednak bardzo dużo uzbrojenia płynie z Rosji czy Chin" - zauważa rozmówca PAP.
W środę prezydent Serbii Aleksandar Vuczić zaprezentował kupiony w Rosji system antydronowy Repellent, którego nabycie - jak zapewnił - uzgodniono "już dawno temu". Od początku inwazji Rosji na Ukrainę Belgrad nie zawarł nowych kontraktów na dostawy broni z Rosji, jednak wcześniej nabył w tym kraju m.in. przeciwpancerny system Kornet, samobieżny przeciwlotniczy zestaw artyleryjsko-rakietowy Pancyr-S1 czy wojskowe śmigłowce. Ministerstwo obrony Serbii nie podało kosztów tych umów.
Serbska armia otrzymała ponadto chińskie drony CH-95 i chiński system obrony powietrznej FK-3. Również w przypadku chińskiego uzbrojenia wartość kontraktów nie została ujawniona.
Analityk Instytutu Nowej Europy zwraca uwagę na to, że poza nabywaniem coraz większej ilości wojskowego sprzętu, "ostatnia dekada rządów Vuczicia - to też proces wzmacniania serbskiej armii także pod względem budowania dumy i wrażenia potęgi".
"To, z czym ostatnio mamy do czynienia, to wzmożenie projekcji siły, wysyłania komunikatów politycznych zbudowanych na temacie zbrojeń i wojska" - dodaje, zaznaczając, że sygnały te kierowane są zarówno poza granice Serbii, jak i do jej społeczeństwa.
Rozmówca PAP podkreśla, że Belgrad chce zakomunikować Zachodowi, że "rozwija partnerstwo wojskowe również z tymi dwoma krajami Wschodu - Chinami i Rosją". "Zachód zainwestował wiele kapitału politycznego, by przeciągnąć Serbię na swoją stronę – szczególnie po rosyjskiej inwazji na Ukrainę – ale to się dotąd nie udało" - stwierdza Bielamowicz.
"Moim zdaniem Serbia podbija tymi zakupami stawkę, chcąc dyktować warunki w regionie. A Waszyngton stawia wszystko na to, by w obliczu tak wielu wybuchających konfliktów, na Bałkanach nie wybuchł kolejny" - podkreśla ekspert.
Dodaje, że ważnym przy próbie wyjaśnienia odgórnego akcentu położonego na obronność Serbii, są stosunki państwa z Kosowem. "Prisztina i Belgrad odpowiadają wzajemnie na zakupy zbrojeń drugiej strony" - zaznacza analityk.
W styczniu 2024 roku Waszyngton zaakceptował wniosek Kosowa o zakup rakiet przeciwpancernych Javelin. Armend Muja, poseł rządzącej partii Samostanowienie (alb. Vetevendosje) premiera Kosowa Albina Kurtiego, zaznaczył, że państwo kupiło "jeden pocisk na każdy czołg w arsenale Serbii". "Serbia przedstawia dla nas niebezpieczeństwo, kupując sprzęt od Rosji i Chin, inwestycje w armie są obecnie wyższe niż za czasów Slobodana Miloszevicia" - zauważył wówczas Muja.
Komentujący sprawę minister obrony Serbii Milosz Vuczević powiedział, że „wszystko, co otrzymują Albańczycy, stanowi zagrożenie dla Serbii".
Serbia utraciła kontrolę nad Kosowem po kampanii zbrojnej NATO w 1999 roku, będącej reakcją na toczącą się w tym kraju wojnę. Belgrad odmawia uznania ogłoszonej w 2008 roku niepodległości swojej byłej prowincji.