Do różnicy zdań między ambasadorami Polski i Niemiec w sprawie kryzysu na granicy doszło na spotkaniu ambasadorów państw UE dotyczącym Białorusi. Niemiecki dyplomata uznał, że efektem rozmów kanclerz Angeli Merkel z Aleksandrem Łukaszenką jest deeskalacja napięcia, na co polski ambasador zauważył, że owa „deeskalacja” objawia się rannymi funkcjonariuszami i kolejnymi atakami na granicę.
Jak informuje RMF24 podczas środowego posiedzenia unijnych ambasadorów, którego głównym tematem była sytuacja na granicy polsko-białoruskiej, doszło do dość burzliwej dyskusji między niemieckim ambasadorem, Michaelem Claussem, a jego polskim odpowiednikiem, Andrzejem Sadosiem.
Polski dyplomata informował, że ostatniej nocy doszło do kolejnych ataków na polską granicę. Następnie wypowiedział się niemiecki dyplomata, który przekazał, że po rozmowie kanclerz Angeli Merkel z Alaksandrem Łukaszenką na granicy polsko-białoruskiej dochodzi od deeskalacji, więc rozmowa przyniosła skutek.
Polski ambasador miał odpowiedzieć, że „po rozmowie Merkel z Łukaszenką nastąpiła nie deeskalacja, ale dalsza eskalacja, a do szpitali trafiają polscy funkcjonariusze. Cały czas dochodzi również do ataków w dzień i w nocy na granicę” - twierdzi źródło unijne, na które powołuje się RMF24.
Polski dyplomata miał też przekazać informacje o drastycznym ograniczeniu dostaw ropy naftowej ropociągiem Drużba do polskich rafinerii, a także do Niemiec.