- Unia Europejska chce prawa do ingerowania w węgierską politykę wewnętrzną – oświadczył minister kierujący kancelarią premiera Węgier Gergely Gulyas w wywiadzie dla wtorkowego wydania dziennika „Magyar Nemzet”, odnosząc się do sporów na temat praworządności.
To nie jest spór o praworządność. Unia Europejska chce uzyskać prawo do ingerowania w węgierską politykę wewnętrzną” - oświadczył Gulyas.
Powiedział, że w ostatnich latach przedstawiciele UE doszli do wniosku, że nie są w stanie wywrzeć presji na rząd węgierski w ważnych dla siebie sprawach, takich jak suwerenność państw, migracja czy gospodarka.
- Bruksela chce teraz generalnego prawa do ingerencji w politykę państw członkowskich, które jej się nie podobają. To nie jest kwestia praworządności, tego, czy Węgrzy mogą swobodnie decydować, z kim chcą żyć, tylko tego, czy kraj jest kierowany z Budapesztu czy też z Brukseli – oznajmił.
Zaznaczył, że "praworządności nie można się przysłużyć, depcząc państwo prawa", a tymczasem UE właśnie "depcze traktat z Lizbony", powołując się na praworządność.
Pytany, czy pozycję negocjacyjną Węgier osłabia trwająca recesja, podkreślił, że negocjacje nie będą miały dla Węgier konsekwencji gospodarczych, gdyż Budapeszt jest w stanie zaciągnąć kredyt także samodzielnie.
Powtórzył, że Węgry niechętnie zgodziły się na wspólne zaciągnięcie kredytu przez kraje UE, ale uczyniły to przez solidarność z krajami, które są w gorszej sytuacji.
- Ale to nie do przyjęcia, że zamiast podziękowania chcą w zamian zabrać do Brukseli część kompetencji rządu. Węgry nie mogą i nie chcą ustąpić w tej kwestii, i tego nie uczynią – powiedział.
Gulyasa zapytano, czy uważa za możliwe, że chciano w UE sprowokować Polskę i Węgry do weta, by nie trzeba było zaciągać wspólnego kredytu.
Odparł, że istnieją tzw. kraje oszczędne – Holandia, Szwecja, Dania i Austria – które od początku były przeciwne kredytowi, zastrzegł jednak, że „nie chciałby oceniać ich intencji”. Według niego nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego miano by nie przesłać pieniędzy krajom południa UE, skoro są w tarapatach.
- My stoimy na gruncie status quo. Na podstawie obecnych, obowiązujących przepisów Bruksela już mogłaby przelać te pieniądze. Osiągnięto porozumienie, a jeśli ktoś chce się spierać o mechanizm praworządności, możemy to zrobić także później, ale nie uzależniajmy od tego wsparcia krajów południa – powiedział.
Państwa członkowskie nie osiągnęły w poniedziałek jednomyślności w sprawie wieloletniego budżetu UE i decyzji w sprawie funduszu odbudowy po kryzysie wywołanym pandemią koronawirusa. Polska i Węgry zgłosiły zastrzeżenia w związku z rozporządzeniem dotyczącym powiązania środków unijnych z praworządnością. Rozporządzenie przyjęto większością kwalifikowaną państw członkowskich.
Kwestia wieloletniego budżetu trafi na wtorkowe posiedzenie unijnych ministrów ds. europejskich, ale bez politycznego porozumienia nie będzie na razie żadnych proceduralnych kroków w tej sprawie.