Obecne w rosyjskiej sferze informacyjnej doniesienia o podziałach i tworzeniu się frakcji na Kremlu w kontekście wojny na Ukrainie osłabiają wizerunek prezydenta Rosji Władimira Putina i podważają przekonanie o stabilności jego reżimu. Tak wynika z oceny amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW). Zdaje się, że Kremlu nie mówi się już jednym głosem...
Zachodnie i rosyjskie doniesienia o podziałach na Kremlu zyskują popularność w rosyjskiej przestrzeni informacyjnej. Według dziennika "Washington Post" amerykański wywiad ustalił, że jeden z członków wąskiego kręgu Putina wprost krytykował go za „rozległe mankamenty militarne”. Inne źródła informowały o urzędnikach krytykujących prowadzenie wojny i mobilizacji.
Pojawiły się również spekulacje, że na Kremlu zmagają się ze sobą dwie frakcje. Jedna, reprezentowana przez czeczeńskiego przywódcę Ramzana Kadyrowa i szefa najemniczej grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna, ma według tych spekulacji dążyć do dalszego prowadzenia wojny i osiągnięcia celów ideologicznych za wszelką cenę. Druga frakcja złożona ma być natomiast z urzędników, którzy obawiają się utraty aktywów i rezydencji na Zachodzie, i w związku z tym chcą negocjować, ale boją się Putina.
"Przedstawienie fundamentalnych różnic zdań wewnątrz wąskiego kręgu Putina oraz podważanie jego decyzji wewnątrz rosyjskiej nacjonalistycznej przestrzeni informacyjnej, nawet po cichu, niesie ze sobą ryzyko pokazania Putina jako słabego i nie mającego pełnej kontroli nad swoim rządem. Prawdziwość lub fałszywość tego przedstawienia jest mniej ważna niż (samo) przedostanie się go do odbiorców, na których Putin najbardziej opiera się w kwestii dalszego poparcia dla jego wojny" – ocenił ISW.
W raporcie zwrócono uwagę na niedawną "dziwną rozmowę" Putina z jednym z nauczycieli z Iżewska na temat powstania Pugaczowa, które w połowie lat 70. XVIII wieku zagroziło rządom carycy Katarzyny Wielkiej. Putin zapytał nauczyciela, jak przedstawia uczniom powody tego powstania. Nie był zadowolony z jego odpowiedzi i udzielił własnego wyjaśnienia: "Przywódca (powstania) twierdził, że jest carem. Jak do tego doszło? Dlaczego było to możliwe? (…) Z powodu elementu osłabienia władzy centralnej".
"Ta rozmowa była dziwaczna i fascynująca, ponieważ nie ma powodu, dla którego Putin miałby myśleć o powstaniu Pugaczowa ani martwić się, że ktoś inny 'stwierdzi, że jest carem', chyba że oczywiście Putin odczuwa osłabienie władzy centralnej, czyli swojej" – ocenił ISW.
Według think tanku Kadyrow i Prigożyn będą najpewniej dążyli do osiągnięcia choćby niewielkich postępów w obwodzie donieckim na wschodzie Ukrainy, by utrzymać swoją obecność i reputację wśród nacjonalistycznych komentatorów. Wojska rosyjskie osiągały tam w ostatnich dniach postępy, najpewniej przy wsparciu wagnerowców i elementów związanych z Kadyrowem. Według niektórych źródeł Prigożyn wysłał 1000 najemników do wzmocnienia pozycji w Lisiczańsku, by zabezpieczyć je po załamaniu się frontu w Łymanie.
Rosyjskie media poinformowały wczoraj o zastąpieniu dowódcy Wschodniego Okręgu Wojskowego Aleksandra Czajki przez Rustama Muradowa. Pierwsze doniesienia o tej decyzji pojawiły się jednak już na początku września i wydaje się, że Putin celowo wstrzymał się z ich oficjalnym potwierdzeniem, aby zrobić z Czajki kozła ofiarnego po porażkach wojskowych w obwodzie charkowskim i Łymanie – ocenił ISW.
Na froncie siły ukraińskie kontynuowały operacje ofensywne wzdłuż drogi pomiędzy Kreminną a Swatowem w zachodniej części obwodu ługańskiego. Wojska rosyjskie wciąż atakowały w obwodzie donieckim i starały się tworzyć nowe pozycje po załamaniu się frontu w obwodzie chersońskim na południu Ukrainy – napisano.
Rosyjskie władze okupacyjne w obwodzie donieckim w dalszym ciągu przymusowo wcielają ukraińskich cywilów do wojska, mimo że władze Rosji twierdziły, iż mieszkańcy nowo anektowanych terytoriów nie będą objęci mobilizacją. Rosyjskie władze na okupowanych terenach najpewniej nie naprawiły również infrastruktury cywilnej na czas przed zimą i sezonem grzewczym – dodano.