Wiceminister spraw zagranicznych Rosji Grigorij Karasin oświadczył, że w wyniku ostrzału ze strony Ukrainy w Doniecku w obwodzie rostowskim na południowym zachodzie Rosji zginęła jedna osoba. Zapowiedział reakcję Moskwy. Tymczasem rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Andrij Łysenko utrzymuje, że nie doszło do użycia siły przez stronę ukraińską.
Ukraińscy żołnierze nie mają związku z ostrzałem terytorium Federacji Rosyjskiej i śmiercią tam rosyjskiego obywatela - zapewnił rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Andrij Łysenko.
Moskwa zapowiedziała reakcję na ten ostrzał.
- Siły operacji antyterrorystycznej nie ostrzeliwują terytorium państwa sąsiedniego. Siły operacji antyterrorystycznej nie ostrzeliwują dzielnic mieszkalnych - zapewnił Łysenko na konferencji prasowej.
Podkreślił, że było wiele dowiedzionych sytuacji, gdy prorosyjscy separatyści ostrzeliwali terytorium Rosji i ludność cywilną w celu prowokacji, aby zrzucić winę na ukraińskich żołnierzy.
Wiceminister spraw zagranicznych Rosji Grigorij Karasin oświadczył, że w wyniku ostrzału ze strony Ukrainy zginęła jedna osoba w Doniecku w obwodzie rostowskim na południowym zachodzie Rosji. Miasto to leży przy granicy z obwodem donieckim Ukrainy.
- Oczywiście ta akcja nie pozostanie bez odpowiedzi. Rozmowa ze stroną ukraińską na ten temat będzie poważna i ostra – oznajmił w radiu "Goworit Moskwa".
Jego zdaniem wydarzenie to po raz kolejny potwierdza konieczność jak najszybszego przerwania przelewu krwi i wznowienia rozmów w ramach grupy kontaktowej z udziałem wszystkich stron konfliktu.
Rosyjskie MSZ poinformowało, że wystrzelony z Ukrainy pocisk trafił w dwa domy na terytorium Rosji, wskutek czego zginęła jedna osoba, a dwie zostały ranne.
Incydent ten może mieć "nieodwracalne konsekwencje" - oświadczono w komunikacie. Resort poinformował, że przekazał ukraińskim władzom notę protestacyjną, w której incydent opisano jako "agresywny akt dokonany przez stronę ukraińską przeciwko suwerennemu terytorium rosyjskiemu i obywatelom Federacji Rosyjskiej".
Szef ukraińskiego MSZ Pawło Klimkin podkreślił w sobotę, że wina za zerwanie zawieszenia broni na wschodzie spoczywa wyłącznie na separatystach, gdyż żołnierze ukraińscy go nie łamali.
Powiedział też, że przedstawiciele separatystów proponują spotkanie grupy kontaktowej ds. kryzysu ukraińskiego w Doniecku na wschodzie Ukrainy, ale władze ukraińskie nie godzą się na to, gdyż miasto to jest "nie do przyjęcia z punktu widzenia bezpieczeństwa nie tylko dla przedstawicieli Ukrainy, czyli Leonida Kuczmy, ale i przedstawicieli OBWE". Jak zaznaczył szef MSZ Ukrainy, w Doniecku przebywa obecnie kilka tysięcy nielegalnie uzbrojonych ludzi.
Klimkin zwrócił uwagę, że Kijów proponował separatystom gwarancje bezpiecznego przejazdu na rozmowy w dowolny punkt Donbasu i wokół niego, ale ci się nie zgodzili. - Proponowaliśmy nawet innowacyjne metody, na przykład wideokonferencję na Skype'ie, ale nie było zgody separatystów - dodał.
Powołanie grupy kontaktowej - z przedstawicielami Ukrainy, Rosji, OBWE i prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy - ma pomóc wypracować porozumienie w sprawie stałego zawieszenia broni we wschodnich obwodach Ukrainy, gdzie separatyści od kilku miesięcy walczą przeciw ukraińskim siłom rządowym. Jest to jeden z kroków przewidzianych umową wypracowaną 2 lipca w Berlinie przez szefów MSZ Rosji, Ukrainy, Francji i Niemiec.