Podczas manifestacji w Paryżu doszło do zamieszek. W sumie na ulice stolicy Francji wyszło - według policji - około dwudziestu tysięcy osób, a według organizatorów demonstracji - około pięćdziesięciu tysięcy. Zatrzymano ponad sto pięćdziesiąt osób, a prawie sto osadzono w areszcie.
Do starć z policją dochodziło przede wszystkim w rejonie parku Bercy, we wschodniej części stolicy oraz na placu Italie. Działo się to głównie za sprawą tak zwanych "black blocs" - skrajnie lewackich anarchistów, których celem jest demolowanie wszystkiego, co stanie im na drodze. Zniszczono siedzibę jednego z banków, podpalano skutery i samochody. Policja użyła gazów łzawiących.
Mniej widoczne były na ulicach tzw. żółte kamizelki, które demonstrują od dziesięciu miesięcy domagając się dymisji prezydenta Emmanuela Macrona i zamrożenia cen paliw. Jeden z przedstawicieli ruchu zapewnia, że jest ich wielu, mimo że są tacy, których zablokowano na dworcach czy na bramkach płatniczych na autostradach. Bo taka jest nowa strategia policji, aby nie dopuścić "żółtych kamizelek" do manifestowania w Paryżu.
Według niego utrudnieniem było także i to, że w ten weekend przypadają dni dorobku narodowego. W niedzielę jest druga szansa zwiedzania na co dzień zamkniętych pałaców, opactw czy zamków, a dzień ma przebiegać spokojnie - bez zamieszek i manifestacji.
VIDEO: Vehicles are set ablaze in Paris and riot police are deployed at yellow vest protests in the French capital pic.twitter.com/IAsyyTtQYZ
— AFP news agency (@AFP) 21 września 2019
Czytaj także:
Trzęsienie ziemi w Albanii. Było najsilniejsze od 20 lat
Ofiara i ranni po strzelaninie na ulicach Waszyngtonu, zaledwie 3 km od Białego Domu