87 osób zginęło w skoordynowanych atakach na koszary wojskowe w Bużumburze, stolicy Burundi. Jak poinformowali przedstawiciele armii, 79 napastników zostało zabitych, a 45 aresztowanych.
Napastnicy zaatakowali koszary wojskowe oraz instytut szkolenia. Świadkowie potwierdzili, że słyszeli również odgłosy artylerii. Prawdopodobnie była to nieudana próba wzniecenia powstania przeciwko prezydentowi kraju.
#Burundi : Situation is returning to normal as firearms are seized, many #Sindumuja assailants killed or arrested pic.twitter.com/uddDh7luUz
— Willy Nyamitwe (@willynyamitwe) grudzień 11, 2015
Piątkowe ataki to bowiem efekt kryzysu politycznego, który uległ znaczącemu zaostrzeniu w maju. Wówczas urzędujący prezydent Pierre Nkurunziza ogłosił, że wbrew konstytucji będzie kandydował w wyborach na trzecią kadencję, co było odebrane jako naruszenie kruchego rozejmu.
Pierre Nkurunziza był wcześniej przywódcą rebeliantów w trakcie wojny domowej pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi, która zakończyła się w 2005 roku. Wówczas został wybrany przez 160-osobowe kolegium wyborcze prezydentem kraju. Z kolei pięć lat później uzyskał reelekcję (inni kandydaci zbojkotowali wybory). Ostatecznie w lipcu 2015 roku Nkurunziza został po raz trzeci wybrany na prezydenta kraju. Organizacje międzynarodowe obawiają się, że obecny kryzys na nowo wznieci wojnę domową, która trawiła w przeszłości Burundi.
Pierre Nkurunziza był bowiem przywódcą rebeliantów w trakcie wojny domowej w Burundi pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi, która zakończyła się w 2005 roku. W tym samym roku został wybrany przez 160-osobowe kolegium wyborcze prezydentem kraju. W 2010 roku uzyskał reelekcję, będąc jedynym kandydatem po bojkocie wyborów przez pozostałych kandydatów. (http://www.tvn24.pl)