Bejrut: liczba ofiar wzrosła do 135. „Centrum medyczne jak rzeźnia, krew pokrywała korytarze i windy"
Około 5 tysięcy rannych i 135 ofiar śmiertelnych – tak przedstawia się obecnie bilans wtorkowej eksplozji kilku tysięcy ton azotanu amonu przechowywanego w porcie w Bejrucie - poinformował w środę minister zdrowia Libanu Hamad Hassan w telewizji Al-Manar.
Wcześniej ogłoszono stan wyjątkowy dla miasta Bejrut. Ma on obowiązywać przez dwa tygodnie.
- Siły wojskowe będą kierować wszelkimi działaniami po to, aby zapewnić wszystkim bezpieczeństwo - oświadczyła minister informacji Manal Abdel Samad. W areszcie domowym znaleźli się urzędnicy, którzy sprawowali nadzór nad bezpieczeństwem i składowaniem towarów w porcie.
Nieustannie od wybuchu trwa akcja ratownicza. Terytorium portu otacza kordon policyjny, przy którym zbierają się ludzie szukający informacji o swoich bliskich. Część osób, które były w rejonie wybuchu została zmieciona przez falę uderzeniową do morza.
Dziesiątki tysięcy osób znajduje się obecnie bez dachu nad głową, wiele budynków zostało niemal zrównanych z ziemią. Wtorkowa eksplozja uważana jest na najsilniejszą, jaka miała kiedykolwiek miejsce w Bejrucie, a jej siłę dało się odczuć nawet na oddalonym o 160 km Cyprze.
Centrum medyczne Clemenceau w Bejrucie było "jak rzeźnia, krew pokrywała korytarze i windy" - mówiła Sara, jedna z pielęgniarek pracująca w tej placówce.
Większość Libańczyków winą za tragedię obarcza rząd. W obliczu takiej skali zniszczeń przypominana jest wojna domowa w kraju z lat 1975-1990, w wyniku której część stolicy, podobnie jak w obecnym wybuchu, została zniszczona.
- Ta eksplozja przypieczętowuje upadek Libanu. Naprawdę winię klasę rządzącą - cytuje agencja Reutera słowa 32-letniego Hassana Zaitera, kierownika jednego z hoteli w Bejrucie.
- Ministrowie są pierwszymi, którzy powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności za tę katastrofę. Popełnili zbrodnię na ludności przez swoje zaniedbanie” - mówił jeden z kierowców stołecznej komunikacji miejskiej.
Oprócz ofiar w ludziach i strat materialnych Liban musi się teraz mierzyć z perspektywą braków w zaopatrzeniu, bo zniszczona została infrastruktura portowa.
- Skala tej eksplozji przypomina bardziej wybuch bomby atomowej niż konwencjonalnej. To coś przerażającego - powiedział Roland Alford, dyrektor zarządzający brytyjskiej firmy Alford Technologies, zajmującej się utylizacją materiałów wybuchowych.
Jak pisze agencja AP, analityk i ekspert od broni w prywatnej firmie wywiadowczej Stratfor z siedzibą w Teksasie Sim Tack ocenia, że wybuch w Bejrucie miał siłę co najmniej 2,2 kiloton trotylu. Straty szacowane są na ok. 3 mld dolarów.
Pierwsza silna eksplozja w porcie w Bejrucie miała miejsce we wtorek ok. godz. 18 czasu lokalnego (godz. 17 w Polsce), po czym nastąpił pożar i kilka detonacji, a następnie doszło do drugiej, znacznie silniejszej eksplozji, która spowodowała ogromny dym w kształcie grzyba i praktycznie zmiotła z powierzchni ziemi port i okoliczne budynki.
Eksplozje zostały zarejestrowane przez czujniki amerykańskich służb geologicznych USGS jako trzęsienie ziemi o magnitudzie 3,3. Bez dachu nad głową pozostało do 300 tys. ludzi.