W pierwszym grupowym meczu ze Słowenią nikt nie miał wątpliwości co do formy podopiecznych S. Antigi. Kontrolując mecz wygraliśmy 3:1. Inaczej wyglądało spotkanie ćwiećfinałowe.
Pierwsze dwa sety były niespodzianką. Nasza reprezentacja przegrywała z własnymi błędami. Siatkarze Słowenii punktowali nie mogących odnaleźć się Biało-Czerwonych. Zaskakująco słabo wyglądała nasza gra w ataku. Nasi reprezentanci pokazali najmniej skuteczną grę w każdym elemencie od miesięcy. Po pierwszych dwóch setach Słowenia prowadziła 2:0, grając po prostu swoją siatkówkę.
Kolejne dwa sety były jakby przebudzeniem z letargu najlepszych siatkarzy świata. Statystyki powracały do normy pozwalającej pokonać równo grającego rywala. Momentami była to ta drużyna, z której tak wiele razy byliśmy dumni.
Tie-break zafundował emocjonalny szok. Niemal od początku decydującego seta goniliśmy rywali. W najważniejszym momencie seta wyrównaliśmy na 12:12. Po chwili, po świetnym przebłysku naszej gry mieliśmy już piłkę meczową, której nie wykorzystaliśmy. Potem było już znacznie gorzej. Słowenia po długiej wymianie wykorzystała piłkę meczową.
Mecz można porównać do kilku gatunków filmowych. Z trzysetowego melodramatu zaczął wyłaniać się dramat, by w końcówce zamienić się w klasykę horroru, czyli specjalność naszej kadry. Tym razem zakończył się dla naszej reprezentacji bardzo źle.
Bez medalu Mistrzostw Europy i kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich Reprezentacja Polskich Siatkarzy powraca do domu.
Polska 2 : 3 Słowenia ( 17:25, 19:25, 25:23, 25:19, 14:16)