- Klub dochował wszelkiej staranności, by zabezpieczyć stadion. Efekty niestety widzieliśmy - mówi rzecznik Lecha, Łukasz Borowicz. W Poznaniu czekają teraz na kary.
Mecz Kolejorza z Legią Warszawa został przerwany w 76. minucie przy stanie 0:2, gdy na boisko poleciały świece dymne, a pseudokibice zniszczyli ogrodzenie za jedną z bramek i część z nich wbiegła na płytę.
- Od kilku dni przygotowywaliśmy się do tego spotkania. Trwała szeroko zakrojona dyskusja i zależało nam na tym, żeby mecz został przeprowadzony bezpiecznie i zakończył się zgodnie z regulaminem. O ile rozumiemy złe nastroje kibiców, to nie zgadzamy się i nie akceptujemy tego, w jaki sposób się to zakończyło. Za moment klub poniesie poważne konsekwencje - powiedział Łukasz Borowicz.
- Stadion w Poznaniu nie jest jedynym, na który wniesiono i odpalono race. Nie jest też jedynym, na którym przeszkodziło to w dokończeniu meczu. Klub dochował wszelkiej staranności, żeby zabezpieczyć obiekt, efekt niestety widzieliśmy - dodał rzecznik prasowy Kolejorza.
Nie wiadomo na razie jakie są straty na Inea Stadionie. - Za wcześnie, by mówić o jakichkolwiek szacunkach. To jest kwestia kilku najbliższych dni. Największą stratą jest jednak to, co wszyscy widzieliśmy - podkreślił Borowicz.