Formuła 1: Norris żałuje, że od początku nie jeździł lepiej
Brytyjski kierowca McLarena Lando Norris nie ma wątpliwości, że w tym sezonie nie ma już praktycznie szans na tytuł mistrza świata Formuły 1. „Drzwi są praktycznie zamknięte” - przyznał przed wyścigiem Grand Prix w Las Vegas.
Lando Norris w drugiej połowie sezonu systematycznie odrabiał straty do prowadzącego w klasyfikacji i walczącego o czwarty tytuł z rzędu Maxa Verstappena z Red Bulla. Nadzieje praktycznie prysły przed tygodniem w Sao Paulo, gdzie Holender był najlepszy, a Brytyjczyk przyjechał do mety na szóstej pozycji. „To był kluczowy moment. Dziś nie mam już złudzeń. Drzwi do tytułu są praktycznie zamknięte. To bardzo deprymujące, bo wydawało się, że stać nas na wyprzedzenie Verstappena. To trudny moment, kiedy uświadamiasz sobie, że prawdopodobnie nic z tego nie wyjdzie” - zaznaczył Norris, który trzy rundy przed końcem sezonu traci 62 pkt do Holendra.
Jeśli Verstappen w sobotnim wyścigu w Las Vegas, kiedy w Polsce będzie już siódma rano w niedzielę, wyprzedzi Norrisa, to zdobędzie czwarty z rzędu tytuł. Holendra będą premiować też inne scenariusze, a możliwych rozwiązań jest wciąż sporo. „Myślę, że podjąłem walkę, rzuciłem mu rękawicę, a to jeden z najlepszych kierowców F1 w historii. Nie sądzę, żeby w przyszłości było wielu lepszych od niego” - docenił Verstappena 25-latek z Bristolu.
Jak dodał, żałuje, że w pierwszej części sezonu nie był wystarczająco dobry, żeby zagrozić Holendrowi, a straty, które wtedy poniósł okazały się nie do odrobienia. „W przyszłym roku będę jednak gotowy od inauguracji” - zapowiedział.
Jeżeli Holender sięgnie po czwarty tytuł z rzędu, to dołączy do Niemca Sebastiana Vettela, Brytyjczyka Lewisa Hamiltona i Argentyńczyka Juana Manuela Fangio, którzy czterokrotnie z rzędu byli mistrzami świata. Lepszy jest tylko Niemiec Michael Schumacher, który ma w dorobku pięć kolejnych tytułów, wywalczonych w latach 2000–04.
Po Las Vegas do zakończenia sezonu pozostaną wyścigi w Katarze i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Źródło: PAP
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.