Drużyny Chorwacji i Kamerunu przystępowały do meczu, na Arena da Amazonia w Manaus, „o być albo nie być” na brazylijskim mundialu. Pierwsi polegli w starciu z Brazylią, po niedopuszczalnych błędach arbitra. Drudzy doznali porażki w spotkaniu z Meksykiem, w którym zaprezentowali futbol nie najwyższych lotów i tylko dzięki błędom sędziego nie skończyło się na blamażu Nieposkromionych Lwów. W bezpośredniej konfrontacji to Chorwacja okazała się zespołem lepszym pokonując Kamerun aż 4:0. Zespół z Afryki jest trzecią drużyną, która żegna się z mistrzostwami świata, zaraz po Australii i Hiszpanii.
Pierwsze minuty spotkania wskazywały, iż będzie to mecz pełen walki i starć, nie tyle na płaszczyźnie piłkarskich umiejętności, co siły fizycznej. Przed jednym ze stałych fragmentów gry, w polu karnym Chorwatów doszło do przepychanki pomiędzy Mandzukiciem i Mbia. Od pierwszego gwizdka sędziego, Chorwaci prezentowali dużo lepszy futbol od swoich przeciwników, przede wszystkim mieli pomysł na swoją grę. Kamerun grał chaotycznie, momentami zrywał się do ataków, z których nic nie wynikało. Zespół z Afryki nie stanowił monolitu, na boisku można było zaobserwować, iż zawodnicy nie współtworzą przyjacielskich relacji.
Pierwsza bramka dla Chorwatów padła w 11 minucie. Modrić przerzucił futbolówkę na prawe skrzydło do Srny, który dośrodkował w pole karne. Piłka wybita przez obrońce wpadła pod nogi Perisića, który przytomnym i błyskotliwym podaniem wyłożył ją jak na tacy Oliciowi. Napastnik Chorwatów nie zastanawiając się, zapakował futbolówkę praktycznie do pustej bramki. W 40. minucie miała miejsce sytuacja, która prawdopodobnie ukształtowała rywalizacje na boisku w Manaus. Alex Song ścigając uciekającego lewym skrzydłem Perisića, uderzył w plecy zawodnika z Chorwacji, za co został natychmiast ukarany czerwoną kartką. Jego zachowanie zdecydowanie było wynikiem frustracji związanej z poczuciem bezsilności i mierną grą jego zespołu. Kamerun grając w „10" zupełnie nie był w stanie przeciwstawić się nieźle grającym Chorwatom. Pierwsza połowa skończyła się wynikiem 1:0.
Nieposkromione Lwy świadome, iż przegrany tego spotkania odpada z rywalizacji na mistrzostwach świata, w drugiej połowie postawiły wszystko na jedną kartę. Piłkarze z Afryki pomimo straty jednego zawodnika ruszyli do ataku. Jednakże szybko zostali skarceni, gdyż w 48. minucie Perisić przejął fatalne wybicie Itandje, popędził lewym skrzydłem, wpadł w pole karne Kamerunu i oddał strzał w długi róg bramki. Prowadzenie dwoma golami, stawiało Chorwatów w komfortowej sytuacji. Jednakże nie poprzestali na tym, w dalszej części gry dołożyli dwa trafienia, a ich autorem był Mario Mandzukić. „Super Mario”, jak jest określany napastnik Bayernu Monachium, pierwszą bramkę strzelił po rzucie rożnym w 61. minucie. Najwyżej wyskoczył do dośrodkowania i bez większych problemów skierował piłkę do siatki. Obrona Kamerunu nie popisała się, zostawiając najlepszego napastnika Chorwacji bez opieki. Kolejną bramkę strzelił 12 minut później dobijając strzał Eduardo.
Reprezentacja prowadzona przez Niko Kovaća po zwycięstwie 4:0 nad Kamerunem, nadal ma szanse na grę w 1/8 finału mundialu. W meczu o awans zmierzy się z bezpośrednim konkurentem do awansu – Meksykiem. Dla Kamerunu środowa porażka oznacza koniec szans na dalszą rywalizację. Na Pożegnanie z turniejem zmierzą się z gospodarzem turnieju – Brazylią. Oba spotkania zostaną rozegrane w poniedziałek 23 czerwa o godz. 22.