W dzisiejszym odcinku programu „Koniec Systemu” wystąpili: Andrzej Kołodziej, lider „Solidarności Walczącej” oraz Maria Dłużewska, reżyser, opozycjonistka, „Solidarność Walcząca”. Program poprowadziła red. Dorota Kania. W poniższym artykule poznasz niezwykłą historię kobiet, niedocenionych przez polską historię. Działały one w „Solidarności Walczącej”. Sam Andrzej Kołodziej powiedział: „Solidarność Walcząca na kobietach stała”.
Andrzej Kołodziej, lider „Solidarności Walczącej”
– „Solidarność Walcząca” na kobietach stała. Jest to mocno niedoceniany fakt historyczny. Zawsze jak się mówi o działaczach to się używa rodzaju męskiego. To prawda, że te ciężkie zadania wykonywali mężczyźni, ale to całe otoczenie zapewniały nam kobiety.
– My przychodziliśmy na gotowe. Trzeba było przygotować mieszkania, trzeba było zorganizować wyżywienie, całą sieć łączności, nasłuchy, zabezpieczenie, druk, kolportaż… Wydaje mi się, że dziewczyny były odważniejsze w tamtym czasie.
– Kiedy powstała „Solidarność Walcząca” siedziałem jeszcze w czeskim więzieniu. O „Solidarności Walczącej” dowiedziałem się dopiero latem/jesienią 1983 roku. Wróciłem na wybrzeże i zaangażowałem się w działalność podziemnych struktur Solidarności — to było moje naturalne środowisko. O „Solidarności Walczącej” dowiedziałem się od Ewy Kubasiewicz.
Maria Dłużewska, reżyser, opozycjonistka, „Solidarność Walcząca”
– Trafiłam do Solidarności Walczącej po zabójstwie księża Jerzego. Trafiłam do Wrocławia. Wrocław rozumiał, że aktorzy są potrzebni ludziom do czegoś (ja byłem wtedy aktorką). Dla mnie, po całym czasie komuny, w której się urodziłam, był wielki oddech… Nagle zrozumiałam, że to moje życie może coś jest warte.
– Wtedy dotknęłam tego. Wrocław był fantastycznym inteligenckim miastem. Widownia wymuszała poziom. Mam niezapomnianą historię ze spektaklem „Degrengolada”. Za ten spektakl wsadzili nas do więzienia z całą widownią — ponad 100 osobową. Weszli i wszystkich zgarnęli.
– Opieka, ciepło i zapotrzebowanie na nas we Wrocławiu było tak ujmujące, tak wyraźne… Większość organizatorów to byli ludzie z Solidarności Walczącej. Stąd, sam szef, czyli Kornel Morawiecki zażądał moje wizyty. Dowieźli mnie do Wrocławia i tam zagrałam swój spektakl o straszliwych losach łódzkiej włókniarki w czasie stanu wojennego. Widzów było sześciu czy siedmiu, na stole leżał skaner.
– Kornel zapytał się potem czy chciałabym złożyć przysięgę. To było dla mnie kolosalne przeżycie. Postanowiłam, że trzeba to zrobić i iść śmiało przez życie. Zrobiłam im parę audycji do radia.