W programie redaktor Emilii Pobłockiej „Polska na dzień dobry” na antenie Telewizji Republika jak co piątek politycznego podsumowania tygodnia dokonał publicysta Rafał Ziemkiewicz – po raz pierwszy przez komunikator Skype. Jak zauważyła redaktor Pobłocka- był doskonale przygotowany do nowego trybu rozmowy.
– Postanowiłem zerwać z tą stylówą, która teraz obowiązuje czyli jakieś tam nieświeże zwłoki wyłowione z Wisły. Mogą państwo podziwiać mojego idola, Josepha Conrada. Witam serdecznie w mojej jaskini. Jeżeli ktoś by się zastanawiał, gdzie się lęgną te teksty pełne jadu i żółci, to tu, przy tym biurku- ironizował Rafał Ziemkiewicz.
Pierwsze pytanie dotyczyło ewentualnego przełożenia wyborów prezydenckich.
– Do 10 maja jest jeszcze 1,5 miesiąca, więc nie dziwię się, że rząd nie jest skłonny podejmować jakichś nagłych decyzji. Formalnie rzecz biorąc, wyborów przenieść nie można, one trwają. Jest procedura na określonym etapie, są składane podpisy. Całą piątka kandydatów podpisy zebrała. Nie można więc tak po prostu zdecydować: „o, przenosimy wybory”-zauważył publicysta.
– Jedynym formalnym wyjściem jest wprowadzenie stanu klęski żywiołowej lub stanu wyjątkowego. A to wiąże się z ograniczeniem praw obywatelskich, z dużymi problemami dla państwa, obywateli, dużymi wydatkami dla budżetu-wskazał redaktor Ziemkiewicz.
– Opozycja bardzo podkreśla to, że nie można prowadzić kampanii wyborczej. To jest średni argument, bo w końcu– na litość Boską– ta kampania polityczna prowadzona jest od 5 lat, wszyscy wszystko wiemy. Myślę, że większość Polaków jest już zdecydowana, ma swoje sympatie, gra toczy się o jakąś bardzo nieliczną grupę- ocenił.
– Jeśli utrzymałaby się obecna sytuacja epidemiologiczna, to nie wyobrażam sobie organizacji 10 maja komisji wyborczych. I tutaj jest problem, z którego, jak sądzę, władza doskonale zdaje sobie sprawę, ale myślę, że podchodzi do tego tak, że nie ma pośpiechu, naprawdę są pilniejsze rzeczy-dodał rozmówca Telewizji Republika.
Prowadząca zwróciła uwagę na teorie niektórych polityków i mediów sprzyjających opozycji o tym, że jeżeli wybory odbędą się w zaplanowanym terminie, a prezydent Andrzej Duda wywalczy w nich reelekcję, to nie będzie miał mandatu do władzy, bo wystraszone społeczeństwo podejmuje nieracjonalne decyzje.
– Wiadomo, że jakkolwiek, w jakimkolwiek czasie i okolicznościach te wybory się odbędą, salony lewicowo-liberalne i tak będą delegitymizować tę władzę- ocenił Rafał Ziemkiewicz.
Redaktor Emilia Pobłocka zapytała również o tzw. „Tarczę Antykryzysową” przedstawioną w środę przez prezydenta i premiera.
– Na plus zapiszmy to, że rząd w ogóle zdaje sobie sprawę, że jest poważny problem. Bardzo dobry sygnał ze strony premiera Morawieckiego, który powiedział, że nie jest to ostateczna decyzja, że będzie to prawdopodobnie zmieniane, jeżeli zajdzie taka potrzeba. A ona prawdopodobnie zajdzie, ponieważ wyłączenie państwa na kilka tygodni odbija się na wszystkich branżach poza internetem. W takiej sytuacji zagrożeniem jest to, że jeżeli sytuacja się przeciągnie i zaczną masowo padać małe przedsiębiorstwa, to rynek zajmą firmy duże- wskazał rozmówca Telewizji Republika.
Ile potrwa cała sytuacja? Na to pytanie Ziemkiewicz odpowiedział:
– Myślę, że długo to trwać nie może i ten maksymalny deadline, który rząd sobie prawdopodobnie wyznacza, to perspektywa Świąt Wielkanocnych, czyli połowa kwietnia, gdy to wszystko będzie musiało powoli ruszyć.
– My dmuchaliśmy na zimne i okaże się za jakiś czas, kto na tym lepiej wyszedł: kraje zachodnie czy my-dodał publicysta.
Na koniec prowadząca zapytała również o wczorajszą wypowiedź prezydenta Lecha Wałęsy, który – mając emeryturę w wysokości 6 tys. zł miesięcznie – narzeka, że za chwilę zbankrutuje, ponieważ żona wydaje 7 tys. zł, a dzieci i wnuki również wciąż zgłaszają się do dziadka po pieniądze.
– Może trzeba było tak wychować dzieci i wnuki, żeby same zarabiały pieniądze i utrzymywały dziadka, ale jeszcze sam się wnuków nie doczekałem, to nie będę takich rad udzielał- zastrzegł Rafał Ziemkiewicz.
– Wszyscy się martwimy, z czego będziemy żyć w następnych miesiącach, ale kiedy martwią się o to celebryci, to dla ludzi, którzy zarabiają znacznie mniejsze pieniądze, nie brzmi dobrze. Jak mówi stare przysłowie, zanim gruby schudnie, to chudy umrze, więc ci „grubi” naprawdę nie powinni już tak lamentować- dodał publicysta.