Wychodzi na jaw część ceny (wciąż drobna) za lata „ciepłej wody w kranie” i ciepłych posadek dla rozrośniętej klienteli władzy. Teraz, gdy finanse chorej Kompanii Węglowej zdychają definitywnie, ktoś musi za lata zastoju zapłacić. Troską Ewy Kopacz jest, żeby nie był to nikt związany z PO.
Opłacalność, nieopłacalność? To względne
Za PRL, mówił mi weteran branży górniczej, istniały takie kopalnie, w których żeby wydobyć tonę węgla, zasilająca ją elektrownia musiała półtorej tony spalić. I to się "opłacało", bo ceny energii i węgla ustalane były wedle zachcenia władzy. Podobnie, jak „opłacało się” za Gomułki wozić piach na budowę z drugiego końca Polski, a nie z dwudziestu paru kilometrów, bo ceny transportu kolejowego były wysoko dotowane, a benzyna nie.
To działa także w drugą stronę. To znaczy, bezmyślna, rabunkowa polityka i pasożytnicze państwo mogą uczynić nieopłacalnym najlepszy nawet interes. Jak to mówił za PRL Janek Pietrzak – wprowadzić ten system na Saharze, to zacznie brakować piachu.
Trzeba o tym pamiętać, zanim się powtórzy bezrefleksyjnie frazę o „dotowanych” kopalniach i górnikach, do których – jak z punktu odkryły wszystkie prorządowe szczekaczki - dopłacamy miliardy.
Owszem, dopłacamy miliardy do kopalń. Ale nie dlatego, że są one nierentowne z zasady. Tak, jak nie jest z zasady nieopłacalny hazard czy produkcja alkoholu (wręcz przeciwnie przecież!), a w pewnych okresach III RP się takowymi okazywały.
Kopalnię należy zamknąć, jeśli jej złoża są wyeksploatowane, względnie trwały światowy trend uczynił je z uwagi na warunki naturalne nieopłacalnymi w eksploatacji. Jeśli powody kłopotów finansowych są inne – należy je restrukturyzować.
Przepraszam za truizmy, ale propaganda III RP celowo zamąca najoczywistsze sprawy.
Rząd Ewy Kopacz chce zamknąć kopalnie, które według wszystkich ekspertów nie są nierentowne z natury. Mogłyby prosperować, ale wymaga to czasu i zainwestowania pieniędzy. Wprawdzie byłoby to najprawdopodobniej w interesie publicznym, ale obecna ekipa nie ma ani jednego, ani drugiego, musi szybko zmniejszyć koszty funkcjonowania kopalni węglowej, więc prze brutalnie do rozwiązania najbardziej prymitywnego.
Na restrukturyzację kopalń było wiele lat i wiele możliwości pozyskania odpowiednich środków. Nie wykorzystano ich, bo, mówiąc oględnie, Donald miał to głęboko w tyle, a jego zgraja cwaniaczków tym bardziej. Nic nie robieniem kupowano czas, poparcie w kolejnych wyborach i przede wszystkim szanse na europejską karierę premiera. Jeszcze pół roku temu, gdy w Kompanii Węglowej wszystko się waliło, Tusk z Bieńkowską w górniczych mundurkach kłamali w żywe oczy i zapewniali górników, że są na kursie i na ścieżce, nie muszą się niczego obawiać a premier o nich nie zapomni. Poszukajcie w internecie.
Teraz wychodzi na jaw część ceny (wciąż drobna) za lata „ciepłej wody w kranie” i ciepłych posadek dla rozrośniętej klienteli władzy. Teraz, gdy finanse chorej Kompanii Węglowej zdychają definitywnie, ktoś musi za lata zastoju zapłacić. Troską Ewy Kopacz jest, żeby nie był to nikt związany z PO.
Kopalnie nie są tu żadnym wyjątkiem. Tak jest, po ośmiu latach rządów PO, praktycznie ze wszystkim – tym bardziej, im więcej miało państwo w danej dziedzinie życia publicznego do powiedzenia. Wszyscy jesteśmy górnikami z zamykanych kopalń. Tylko jeszcze o tym nie wiem