Trudno uwierzyć, ale od tragedii, która wydarzyła się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku, minęło już jedenaście lat. Od samego początku media Strefy Wolnego Słowa kontestowały oficjalne rosyjsko-polskie ustalenia, wskazując na dowody i poszlaki świadczące o terrorystycznym charakterze katastrofy. Dziś wiemy, że zebrane informacje i fakty potwierdzają nasze wcześniejsze hipotezy.
Brzoza
- polski Tu-154 nie mógł uderzyć w słynną smoleńską brzozę. Wskazują na to dane zawarte w systemach nawigacyjnych TAWS (system ostrzegania o zbliżaniu się do ziemi) i FMS (komputer pokładowy) oraz dane z wysokościomierza barycznego WBE-SWS zapisane w skrzynce parametrów lotu. Według nich samolot przed ostatecznym upadkiem na ziemię nigdy nie zszedł poniżej wysokości 18 m nad ziemią
- podkomisja dokonała rekonstrukcji konsoli lewego skrzydła w miejscu, gdzie miało ono mieć według MAK kontakt z „pancerną” brzozą. Okazało się, że znajdują się tam ślady odkształceń właściwych dla oddziaływania wysokiego wewnętrznego ciśnienia, którego epicentrum zlokalizowano między żebrami nr 27-32.
- stwierdzono rozrzut odłamków we wszystkich kierunkach w stosunku do toru przemieszczania się samolotu. Chodzi m.in. o odłamki sekcji slotów lewego skrzydła, które były rozrzucone w kierunku zgodnym z torem lotu Tu-154M na przestrzeni od 20 do 230 m za „pancerną” brzozą. Z kolei większość odłamków klapy części lewego skrzydła było rozrzuconych od brzozy w kierunku głównego pola szczątków na przestrzeni od 15 m do 225 m.
- wiele odłamków części lewego skrzydła, którą miała uciąć brzoza, zostało znalezionych... przed tym drzewem na obszarze od 41 m na północ do 17 m na południe w kierunku prostopadłym do kierunku lotu oraz aż do 43 m na wschód od drzewa.
Czarne skrzynki
- para tzw. rejestratorów katastroficznych tupolewa nr 101 - czyli rejestrator pokładowy MSRP-64M-6 i rejestrator dźwiękowy MARS-BM nr 323025 (dwie najważniejsze „czarne skrzynki”) - została dwukrotnie „znaleziona” na wrakowisku pod Smoleńskiem. I to tego samego dnia: 10 kwietnia 2010 r. Na charakterystyczne pomarańczowe rejestratory natrafiono najpierw wczesnym popołudniem, po godz. 14:30. Według rosyjskich protokołów urządzenia te nie były uszkodzone, a po dokładnych oględzinach zostały spakowane do polietylenowych worków i zabrane. Wieczorem takie same skrzynki - z identycznymi napisami i tego samego koloru - zostały odnalezione w Smoleńsku ponownie. Tyle że nosiły już ślady „rozległych i licznych” uszkodzeń. Po oględzinach włożono je do kartonowych pudeł, które zalepiono taśmą.
- „zaginiony” rejestrator danych KZ-63, który rzekomo miał ulec całkowitemu zniszczeniu podczas katastrofy smoleńskiej, przetrwał ją. Bardzo dobrze zachowane fragmenty części zewnętrznej urządzenia, znajdujące się wśród nienaruszonych części otoczenia rejestratora, widoczne są na zdjęciach wykonanych w pierwszych godzinach po katastrofie. Zapisy tej skrzynki - dokonywane na taśmie celuloidowej - jako jedyne nie mogły zostać sfałszowane. KZ-63 rejestrował kluczowe parametry, takie jak gwałtowne przeciążenia, w tym tzw. twarde lądowania.
- w niewyjaśnionych okolicznościach w Smoleńsku zaginął TCAS II - pokładowy system zapobiegający zderzeniom statków powietrznych i przechowujący dane o operacjach samolotu.
- oryginalne rejestratory FDR (zapisujący parametry lotu) i CVR (nagrywający rozmowy w kokpicie) - dwie najważniejsze czarne skrzynki tupolewa - od samego początku są w rękach Rosjan. Polacy otrzymali z Moskwy jedynie zmanipulowane kopie zapisów obu rejestratorów
Eksplozja
- na eksplozję w lewej części skrzydła wskazują zniszczenia powybuchowe na skrzydle i odłamkach oraz inne dowody. Są to: „loki” powybuchowe, czyli charakterystyczne zawinięcia materiału na poszyciu spodnim oderwanej końcówki części lewego skrzydła; odkształcenia odłamków na skutek wewnętrznej fali powybuchowej; rozrzut odłamków we wszystkich kierunkach w stosunku do toru przemieszczania się samolotu (także w tył i na boki); identyfikacja wewnętrznych części skrzydła, które osiadły na gałęziach wysokich partii drzew.
- według podkomisji smoleńskiej główną przyczyną zniszczeń Tu-154 na moment przed przyziemieniem była eksplozja kesonu baku balastowego (która nastąpiła po wybuchu na skrzydle). W jej wyniku zniszczony został sam keson, czyli fragment lewej części centropłata, wraz z przednim dźwigarem i osmolonymi żebrami. Dźwigar przeleciał ok. 70 m na zachód. Wybuch rozsadził trzecią salonkę, zabijając wszystkich jej pasażerów i rozrzucając ich szczątki na całej długości wrakowiska. Równocześnie fala detonacyjna wysadziła lewe drzwi pasażerskie, które z ogromną siłą wbiły się na metr w ziemię, a tysiące fragmentów kuchni zostały rozproszone na 1/3 obszaru katastrofy. Fala detonacyjna idąca w kierunku ogona rozerwała fragment kadłuba i spowodowała wywinięcie lewej i prawej burty wraz z dachem na zewnątrz konstrukcji
- na miejscu katastrofy znaleziono liczne odłamki osmolone i opalone rozsiane ok. 100 m przed miejscem upadku samolotu. Odłamki te, o wielkości od kilku do kilkunastu centymetrów kwadratowych, nosiły ślady oddziaływania termicznego oraz mechanicznego. Ponadto część z nich nosiła charakterystyczne ślady (mikrokratery) na swojej powierzchni, odpowiadające kształtem i wielkością śladom powstałym na odłamkach, jakie powstały po eksperymencie pirotechnicznym przeprowadzonym przez podkomisję. Cecha ta jest charakterystyczna dla zniszczeń spowodowanych przez detonację.
- na wybuch w centropłacie wskazują też zniszczenia w samym samolocie. M.in. zupełne zniszczenie wszystkich foteli, całkowite zdarcie z wewnętrznej części kadłuba wykładziny wraz z izolacją oraz wyrwanie z burty lewych drzwi pasażerskich wbitych na 1 m w ziemię z prędkością przekraczającą aż 10-krotnie prędkość spadania samolotu.
- obecność materiałów wybuchowych (trotyl, heksogen, pentryt) na szczątkach lewego skrzydła (które podkomisja wskazała w raporcie technicznym jako miejsce eksplozji) i wewnętrznego fragmentu poszycia samolotu została już udowodniona przez laboratoria w Polsce, USA i Wielkiej Brytanii. Pozostałości takich substancji wykryto na przynajmniej 107 elementach wewnętrznych samolotu - przede wszystkim na metalowych częściach foteli
Kontrolerzy
- naprowadzaniem samolotu na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj kierował z Moskwy gen. Władimir Benediktow - wojskowy ekspert od krwawych akcji „antyterrorystycznych” w Czeczenii i powietrznych operacji specjalnych.
- przed wylotem do Smoleńska piloci Tu-154 otrzymali od Rosjan karty podejścia z błędnymi danymi. Karty te to rodzaj instrukcji zawierającej podstawowe informacje potrzebne do przeprowadzenia udanego manewru lądowania na danym lotnisku.
- tupolew był od początku sprowadzany fałszywie oraz zmuszany do przyjęcia ostrzejszej ścieżki i szybszego schodzenia. Np. o godzinie 10:38:43 (czasu lokalnego) jeden z kontrolerów podał informację, że Tu-154M jest na ścieżce 9 km od progu pasa, a w rzeczywistości samolot znajdował się na odległości 10,5 kilometra od progu drogi startowej.
- wieża lotów zachęcała pilotów do lądowania komendą "pas wolny" i próbowała ich zmylić inaczej ustawionymi reflektorami.
- Rosjanie nie przekazali polskim śledczym nagrania wideo pracy kontrolerów, które standardowo wykonywane jest przy każdym locie. Przyczyną braku zapisu było rzekomo "skręcenie przewodów pomiędzy kamerą a magnetowidem"
- Rosja unieważniła pierwotne zeznania kontrolerów, przeprowadzone w kwietniu 2010 r., z powodu „nieprawidłowości w procedurze przesłuchania świadków”. Następnie przesłała polskiej prokuraturze nowe protokoły z przesłuchań, z lipca 2010 r., które okazały się znacznie korzystniejsze dla strony rosyjskiej.
- kontrolerzy wydali polskiej załodze komendę "posadka dopołnitielno" (lądowanie warunkowe). Oznacza ona: kiedy będziesz na wysokości decyzji lub najdalej w odległości 1 km od progu pasa, podamy ci komendę: "lądować zezwalam" lub "odejście na drugi krąg". Piloci spodziewali się więc, że na wysokości 100 m zostanie im podana komenda, co mają dalej robić, i że będą dalej precyzyjnie prowadzeni zgodnie z zasadami sztuki nawigatorskiej. Stało się jednak inaczej. Gdy Tu-154M znalazł się na wysokości 100 m, nawigatorzy milczeli i żaden z nich nie wydał wymaganej komendy odejścia na drugi krąg.
- w sierpniu 2011 r. samobójstwo popełnił 53-letni naczelnik Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) w obwodzie twerskim gen. Konstantin Moriew, który przesłuchiwał smoleńskich kontrolerów po katastrofie
- w październiku 2012 r. samobójstwo popełnił Remigiusz Muś, technik pokładowy Jaka-40. Z zeznań Musia wynikało, że kontrolerzy ze Smoleńska złamali wszelkie procedury, zezwalając tupolewowi zejść na wysokość 50 m, i że kopie nagrań z kokpitu tupolewa zostały sfałszowane
Sekcje zwłok
- rząd Donalda Tuska zrezygnował z pomocy najlepszych polskich lekarzy sądowych różnych specjalności, w tym antropologów i genetyków sądowych, którzy już w południe 10 kwietnia 2010 r. oficjalnie zgłosili gotowość, by jechać do Smoleńska. W wyniku tych zaniechań część ofiar katastrofy smoleńskiej spoczęło nie w swoich grobach, a protokoły sekcyjne sporządzone przez Rosjan świadczą o tym, że w większości przypadków sekcje w ogóle się nie odbyły
- przykłady: w trumnie śp. admirała Andrzeja Karwety - dowódcy Marynarki Wojennej - znaleziono liczne części ciał innych członków delegacji. W grobie śp. Natalii Januszko, najmłodszej ofiary katastrofy, znaleziono elementy ciał pięciu osób. Z kolei w trumnie gen. Bronisława Kwiatkowskiego ujawniono czternaście części ciała, należących do siedmiu osób. A w trumnie gen. Włodzimierza Potasińskiego było sześć części ciała, należących do czterech innych osób. W trumnie abp. Mirona Chodakowskiego znaleziono połowę jego ciała oraz połowę ciała gen. Płoskiego
- nieprawidłowości dotyczą też pochówku śp. Lecha Kaczyńskiego. W trumnie prezydenta RP znaleziono fragmenty ciał dwóch innych osób. Rosjanie zamienili też ciała Piotra Nurowskiego i Mariusza Handzlika. Zbezcześcili również zwłoki Anny Walentynowicz - legendy "Solidarności" - zaszywając w jej ciele gumowe rękawiczki, rękaw marynarki i fragmenty innych materiałów.
- urzędnicy związani z Donaldem Tuskiem - Tomasz Arabski i Ewa Kopacz - wmawiali bliskim ofiar, że trumien nie wolno otwierać. Tymczasem prokuratura wojskowa nie wydała zakazu otwierania w Polsce trumien ofiar Smoleńska, a tylko ona mogła tego zabronić
- dziś wiemy, że specyficzne zniszczenia ciał ofiar są dowodem na eksplozywny charakter zniszczenia tupolewa w Smoleńsku. Chodzi m.in. o całkowite rozczłonkowanie kilkunastu ofiar siedzących w salonce nad centrum eksplozji i rozrzucenie ich ciał na całym obszarze wrakowiska. Oraz o liczne i rozległe rany oparzeniowe zwłok ofiar odnalezionych poza sferą ognia naziemnego.
Służby specjalne
- tupolew, który rozbił się pod Smoleńskiem, od 20 maja do 23 grudnia 2009 r. przebywał w zakładach należących do rosyjskiego oligarchy Olega Deripaski, zaprzyjaźnionego z Władimirem Putinem. Prawą ręką Deripaski jest Walerij Pieczenkin, były agent KGB i FSB.
- Zakłady Saturn, w których odbył się remont Tu-154M nr 101, od 2009 r. kontrolowane są przez Siergieja Czemiezowa - byłego agenta KGB, bliskiego przyjaciela Władimira Putina, z którym obecny prezydent Rosji pracował razem w latach 80. w Niemieckiej Republice Demokratycznej.
- polski MSZ wyznaczył do organizacji prezydenckiej wizyty w Rosji Tomasza Turowskiego - jednego z najgroźniejszych komunistycznych szpiegów, w III RP oficera UOP i Agencji Wywiadu
- tuż przed katastrofą smoleńską Dmitrij Miedwiediew zmienił naczelnika FSB w Smoleńsku. Został nim pułkownik Oleg Konoplew - wcześniej zastępca szefa FSB w Twerze, skąd pochodzi także znany z wieży w Smoleńsku płk Nikołaj Krasnokucki. Rok po katastrofie smoleńskiej Konoplew został awansowany na generała-majora.
Śledztwo
- z nagrania ujawnionego niedawno przez Anitę Gargas w TVP jasno wynika, że to Donald Tusk odpowiada za prowadzenie śledztwa smoleńskiego według korzystnej dla Putina konwencji chicagowskiej, a dokładniej: według jej załącznika 13. "Świadomość Rady Ministrów i moja po relacji ministra Grabarczyka była jednoznaczna. Że z punktu widzenia naszej wiedzy, znaczy wiedzy resortowej i pańskiej rekomendacji, konwencja chicagowska jest tym, czym będziemy się kierować" - tłumaczył Tusk akredytowanemu przy MAK Edmundowi Klichowi 23 kwietnia 2010 r. Klich był zdumiony - gdyż był przekonany, że w pierwszych dniach po tragedii smoleńskiej polski rząd negocjował jakieś inne ramy prawne.
- podstawa prawna badania przyczyn katastrofy smoleńskiej - Załącznik 13 do konwencji chicagowskiej - została wybrana przez premierów Polski i Rosji. Ale porozumienie w tej kwestii nie zostało utrwalone na piśmie; Centrum Informacyjne Rządu informowało, iż z rozmów z Tuska i Putina przeprowadzonych 10 kwietnia 2010 r. nie sporządzono notatek, gdyż spotkanie premierów miało... charakter kurtuazyjny.
- pierwsze działania po katastrofie nie toczyły się, jak się powszechnie uważa, według procedur konwencji chicagowskiej. Prowadzono je zgodnie z porozumieniem polsko-rosyjskim z 7 lipca 1993 r., zawartym przez resorty obrony obu państw, określającym warunki współpracy obu krajów w sprawie ruchu samolotów wojskowych i badania katastrof lotniczych. Pod naciskiem Rosjan Tusk zrezygnował ze stosowania korzystnej dla Polski umowy z 1993 r. i zawarł tajne porozumienie z premierem Władimirem Putinem. Wówczas zaczęło obowiązywać rozporządzenie, wydane 13 kwietnia 2010 r. przez Putina, które badanie katastrofy i koordynowanie działań krajowych i międzynarodowych powierzyło Międzypaństwowemu Komitetowi Lotniczemu Tatiany Anodiny. W wyniku tej decyzji Polska musiała zaakceptować konkluzje raportu MAK.