Polskie portale w mocno brzmiących tytułach znów ogłaszają "niemieckie media piszą o języku nienawiści Kaczyńskiego", o "języku faszystowskim". Sęk w tym, że to nie Niemcy, a Polacy poświęcają swoją energię na to, żeby w zagranicznych mediach oczerniać prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Ale zawsze to lepiej brzmi "nawet zagranicą"...
Podczas poniedziałkowego spotkania z wyborcami w Makowie Mazowieckim, Jarosław Kaczyński przy okazji poruszenia kwestii sprowadzania do Polski większej niż to zapowiedziano pierwotnie liczby uchodźców, podkreślił też konieczność zadbania o zdrowie Polaków w kontekście badania przybywających uchodźców.
– Są już przecież objawy pojawienia się chorób bardzo niebezpiecznych i dawno niewidzianych w Europie. Cholera na wyspach greckich, dezynteria w Wiedniu. Różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, a mogą tutaj być groźne. To nie oznacza, żeby kogoś dyskryminować, ale sprawdzić trzeba – mówił były premier.
Kiedy Kaczyński spotkał się z falą krytyki za te słowa, przypomniał, że to rozporządzenie obecnego ministra zdrowia zakłada odmowę wpuszczenia na terytorium Polski cudzoziemców u których rozpoznano lub co wobec których są podejrzenia chorób zakaźnych. CZYTAJ WIĘCEJ
Krytyka w kraju to jednak nie koniec echa słów Kaczyńskiego. W weekend polskie media przytaczają, że o "faszystowskim języku" prezesa PiS piszą już w mediach niemieckich.
Np. taki komentator portalu internetowego telewizji ARD o dziwnie nie-niemiecko brzmiącym nazwisku Henryk Jarczyk rozważa co skłoniło prezesa największej opozycyjnej partii w Polsce do posługiwania się "faszystowskim językiem" w kontekście imigrantów. "Pomysł był prosty"– pisze korespondent rozgłośni ARD w Warszawie Henryk Jarczyk. "Zgodnie z powiedzeniem „to nie partia Prawo i Sprawiedliwość jest problemem dla wyborców, lecz jej prezes”, PiS ukrył Jarosława Kaczyńskiego tak dobrze, jak tylko mógł. I przez dłuższy czas było zupełnie dobrze. Dzięki tej taktyce udało się skrajnie konserwatywnemu politykowi zdobyć urząd prezydenta" – przekonuje Jarczyk. Jak dodaje, powtórka ma teraz nastąpić 25 października także na poziomie rządowym. W ocenie dziennikarza problemem PiS-u może być jednak to, że prezes tej partii "nie pozwala się schować". Przytacza słowa Jakuba Dymka (z "Krytyki politycznej", który stwierdził, że „to była kwestia czasu” oraz że „wiadomo, iż PiS ma tylko jednego przywódcę”. Poza tym „byłoby rzeczywiście osobliwe, gdyby nie mógł on zabierać głosu”. Jarczak przytacza także słowa Janusza Palikota, który stwierdził, że takich słów „nie powstydziłby się ani Rudolf Heß ani Hitler”, że jest to „rasistowski i faszystowski język”.
I tak dalej...