- Ktoś, kto posiada niekonwencjonalną broń jądrową siedzi z tym cicho - mówił na antenie TV Republika Tomasz Wróblewski.
Zdaniem dziennikarza Do Rzeczy, tego rodzaju doniesienia świadczą raczej o słabości Rosji, aniżeli o jej sile. - Ktoś, kto posiada niekonwencjonalną broń jądrową siedzi z tym cicho - ocenił Wróblewski. Jak dodał, w sytuacji gdy wywiad amerykański nie wiedziałby o istnieniu takiej broni na obszarze Rosji, to po takich informacjach na pewno zacząłby ich szukać. - Nikt nie straszy w taki sposób, pokazuje się czyny - podkreślił, dodając, że jeśli ktoś musi straszyć, tzn. że nie jest aż tak silny.
Z kolei Grzegorz Osiecki z Dziennika Gazety Prawnej stwierdził, że rozpowszechnianie informacji o potencjale nuklearnym Rosji jest działalnością mającą na celu zastraszenie Zachodu. - Rosjanie widzą, że są państwa, które protestują przeciwko sankcjom, że były protesty przeciwko szczytowi NATO - mówił dziennikarz, dodając że Federacja Rosyjska wykorzystuje te nastroje. Osiecki przypomniał, że już jakiś czas temu Władimir Żyrinowski straszył wojną nuklearną. - To propagandowa strategia Kremla - skwitował.
Jakub Jałowiczor powiedział, że w obliczu zagrożenia agresją rosyjską, Polsce potrzebny jest system ochrony przed rakietami. W opinii dziennikarza inwazja przypominałaby jednak bardziej konflikt, który obserwujemy na Ukrainie - pełzający, z "zielonymi ludzikami".- Z czymś takim Polska byłaby w stanie sobie poradzić - mówił. Jak dodał, w przypadku, kiedy Warszawa dostałaby rakietę na "dzień dobry" byłoby zdecydowanie gorzej.